[04]

Czwarty. 

-Co się z tobą ostatnio dzieje? Podekscytowana, pełna zapału i energii. Co się zmieniło panienko De Vietle?
Blondynka zaśmiała się dźwięcznie i wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała skąd u niej ta zmiana. Pozytywna energia weszła w jej ciało i za nic w świecie nie chciała go opuścić. Dla niej sama była to przyjemna sprawa. Czuła się jakby znów była dzieckiem, jakby ponownie była we Francji, podziwiając każdego ranka widoki zza okna. Dokładnie pamiętała domek babci, ogród po którym biegała z siostrą. Wszędzie było ich pełno. Pamiętała ostatnie wakacje spędzone w tamtym miejscu, a zaraz po tym wyjazd z wujostwem do Londynu. Tam dorastały i kształtowały swoje charaktery. Pamiętała jak po raz pierwszy poznały Charlie'go, jak wyraziły zgodę na pracę w Firmie, ukończenie liceum i rozpoczęcie całkiem noego życia. A teraz siedziała na wygodnym fotelu, prowadząc luźną rozmowę z Jonas'em.
-Nic się nie zmieniło, panie Cheery. Po prostu czuję, że to wszystko może się udać. Nic więcej.
...
Wygładzając materiał czarnej sukienki, uśmiechała się sama do siebie. Maskarada miała odbyć się już niedługo, a ona nadal nie miała sukienki. Stojąc boso, przed ogromnym lustrem, zwracała uwagę tylko na swoje odbicie. Wszystko musiało być idealne. Wszystko. 
-Camille- wzdrygnęła się, słysząc głos za sobą głos. Skupiona na własnych myślach, nie spostrzegła mężczyzny stojącego tuż obok lustra.- Ładna sukienka.
Obdarzyła wysokiego bruneta uśmiechem, obracając się wokół własnej osi. Sukienka idealnie pasowała do jej figury, a wysokie botki dopełniały całość.
-Dziękuję. 
Sukienka wylądowała na tylnym siedzeniu samochodu, a ona sama skierowała swoje kroki do kolejnego butiku. Przecież Mireille De Vietle nie mogła pojawić się w sukience przeznaczonej dla siostry. To byłoby niewybaczalne.
-Ale dlaczego nie możesz ze mną iść...- słysząc po raz setny jęk Andrei, Camille miała już dość. Było piątkowe popołudnie, a sekretarka za wszelką cenę próbowała namówić ją na wieczorną zabawę w jednym z klubów. - Briam, powiedz jej coś.!
Grave zatrzymał się w progu kuchni z kubkiem w dłonie. Zdezorientowana mina sprawiała, że Andrea przestała zwracać na niego uwagę. Uparte spojrzenie przeniosła na koleżanką, zaczynając ponownie swój monolog. Nawet nie spostrzegła, ze blondynka jej nie słucha, pogrążona we własnych myślach.  Oparta lekko o blat mebli, sącząc powoli herbatę, układała w głowie wszystkie informacje. Nie było ich wiele, tak samo jak nie były one nowe. 
-Jak miło, że mnie słuchasz- warknięcie Andrei wyrwało ją z własnych myśli i sprawiła, że zakłopotano spojrzała na koleżankę.- Mogłabyś chociaż udawać, że uważasz. 
Wyrzut w jej głosie sprawił, że uśmiechnęła się do niej przepraszająco. Mimo iż nie powinna, zdążyła polubić tego małego chochlika. Chociaż w głowie dudniała jej złota zasada pracowników Firmy. Nigdy nie łącz uczuć z pracą. Któregoś dnia będzie musiała zniknąć. Ot tak. Po prostu. Zostawiając wszystko i wszystkich bez słowa wyjaśnienia. 
-Mam dzisiaj spotkanie. 
-Ważne spotkanie, skoro na tę okazje kupowałaś sukienkę. -wtrącił Briam, przerywając w połowie zdania Andreii. 
-Bal charytatywny. Ostatnio dostałam zaproszenie.- uśmiechnęła się swobodnie.- Nie mogę go jednak opuścić.
Widząc wymuszony uśmiech Briam'a, zadrżała. Czyżby popełniła kolejny błąd, wyjawiając swoją obecność na balu? Jednak mężczyzny zaskoczył ją. Nie miała pojęcia o żadnej sukience, więc jeśli improwizował, była na straconej pozycji. Jeżeli odkrył kłamstwo, mógł ciągnąć to dalej, by później odkryć pewne niedociągnięcia.
-Obiecaj mi, ze nigdy więcej nie popełnisz takiego błędu. To potknięcie kosztowało nas zbyt wiele.
-Zniknę, jak zwykle. Będę już w samolocie nim to wszystko zdąrzy się rozwinąć.
Ściskając w dłonie torbę, oczekiwała jakiejś reakcji ze strony kobiety. Nigdy nie zdradziła Camille swojego prawdziwego imienia. Wszyscy mieli w zwyczaju zwracać się do niej per Madame Montgomery. Nikt nie znał jej prawdziwej tożsamości.
-Ten mężczyzna ma niekonwencjonalne metody. Zatarłaś wszystkie ślady, wszystkie dowody twojej obecności. Ale nie jesteś w stanie wymazać ludzkiej pamięci. A on to wykorzysta. Uważaj Camille. Wracaj do Anglii, złóż protokół w Firmie. Wykonałaś zlecenie, dostaniesz zapłatę, ale twój jeden krok sprawił, że mogłaś zostać zdemaskowana. W Firmie takie czyny się niedopuszczalne.
Mimo że nie znała jej dobrze, każde jej słowo mocno wcierało się w jej pamięć, nie mogło szybko ulecieć. Niepozorna kobieta, po pięćdziesiątce, gustownie ubrana, z postawą godną samej królowej. Była dla niej kimś, kim sama chciała być. Nie okazywać odczuć, być perfekcjonistką w tym co robi. Ale wiedziała, że za to trzeba zapłacić wysoką cenę. Jednak życie bez miłości nie ma żadnej ceny. Nikt nie może pozwolić, by tak żyć.
Jeden, jedyny raz ledwo uniknęła złapania na gorącym uczynku. Była to jej pierwsze poważne zlecenie. Obdarzyła sympatią ludzi, których oszukiwała. To przyćmiło jej uwagę. Drake Chambers od tamtego momentu stał się jej przekleństwem. 
-Następnym razem, gdy ktoś posądzi cię o bycie mną, z łaski swojej poinformuj mnie o tym.
-Miłe powitanie- Mireille zerknęła kątem oka na siostrę. Wzburzona i wściekła Camille była rzadkim zjawiskiem.- Przecież nic takiego się nie stało.
-Ty nic nie rozumiesz, prawda? Każdy, nawet najmniejszy błąd prowadzi do klęski. A ja nie chcę jej ponieść. Nie tym razem.- Camille wędrowała niespokojnie po pokoju, nerwowo pocierając dłonie.- Briam zaczyna być podejrzliwy. 
-To przekonaj go, że się myli- Mireille zarzuciła nogi na stół, poruszając stopą w rytm muzyki płynącej zza ścianą. Uciążliwy sąsiad najwidoczniej nie zamierzał jej ściszyć.
-Nie zamierzam przegrać. Nie tym razem. A poderwanie Briam'a jest... dość trudną sprawą. 
-Ale potrzebujemy go. Wszystkie informacje na temat sejfu są w jego głowie. Odnajdziemy sejf, znajdziemy dokumenty. Dzięki nim będzie można poszukać nieścisłości i udowodnić przekręty. 
-Myślisz, że Collins trzyma coś takiego w budynku?- Camille usiadła na sofie, swój wzrok utkwiwszy w siostrze.
-Tak. Ale nie zamierzam przeszukiwać każdego pomieszczenia w poszukiwaniu sejfu i do każdego się włamywać. To zwykła strata czasu siostrzyczko. A my potrzebujemy działać szybciej. Minął już prawie miesiąc, a jedyne co ci się udało zdobyć, to wiadomości o tym, że Black Mountain prowadziła rozmowy biznesowe z ludźmi z Tokio. Potrzebujemy dowodów. 
Camille rozłożyła na stole plan budynku i wyciągnęła czerwony marker. Płynnym ruchem skreśliła dwa pomieszczenia.
-Tu na pewno nie ma sejfu. Andrea jest dość gadatliwym człowiekiem. Jednak nie ma zbyt wielu informacji.
-Dlatego musimy trzymać się naszego planu. A po drodze wykreślać kolejne pomieszczenia.
Zegar wolno tykał, sekundy powoli mijały, a one prowadziły nadal cichą rozmowę. Sekundy łączyły się w minuty, minuty przeistaczały się w godziny. Ruch na zewnątrz się wzmagał, gdzieś taksówkarz wykłócał się z rowerzystą, który zajechał mu drogę. Dostawca owoców utknął w korku, wioząc towar na jedną z ważnych imprez tego miasta. Autobus zajechał na przystanek, z środka wysypali się podróżujący, a kolejni zajęli ich miejsca. W przedszkolu płacze dziecko, gdy rodzice nie przychodzą. W szpitalu słychać ciągły pisk, zatrzymana akcja serca.  Zmrok zapada, ulicą idzie zakochana para.  Ich śmiechy przerywa krzyk pijanego towarzystwa. Obok obojętnie przejeżdża zmęczona kobieta, wracająca do domu. Na pasach przepuszcza dziecko, które w podskokach biegnie dalej. Upuszcza lizaka tuż obok dwóch blondynek. Ubrane w czarne sukienki, długie aksamitne rękawiczki i wysokie buty. Jedna drży niespokojnie, druga swobodnie obraca w dłoni maskę. Uśmiecha się zadziornie i nakłada na twarz matową maskę. Jej przenikliwe spojrzenie uwodzi jeszcze bardziej. Trąca lekko siostrę, która podąża jej śladem i zakłada maskę ozdobioną kilkoma czarnymi piórkami. Niebieskie akcenty uwydatniają kolor jej oczu. Zgodnym krokiem wchodzą do budynku. Kierowane przez ochronę, zdejmują płaszcze w szatni i wchodzą na salę bankietową. Szum, muzyka i mieszanka perfum skutecznie uderzają do głowy.
-Nasza zmarła babka, Mariette Croisseu, była jedną z założycielek fundacji. Mów po prostu, że to nasza prababka. Z mojej firmy wiedzą, że tu jestem. To komplikuje wszystko jeszcze bardziej. Ród Croisseu uważany jest za wygasły, a my jesteśmy ich objawieniem. Prawnuczki założycielki, które nie chcą zbytnio się wyróżniać z tłumu, więc są przedstawiane jako udziałowcy. - Camille odetchnęła, po czym wolno wypuściła powietrze z płuc. Ta sytuacja stawała się dla niej coraz bardziej nerwowa. - To wymówka dlaczego tu jesteśmy. Organizatorzy uwierzyli, więc reszta też powinna. 
Kiedy wypowiedziała ostatnie słowo, każda podążyła w innym kierunku. Camille kręciła się po sali, próbując wyszukać wzrokiem odpowiednich inwestorów. Ku jej wściekłości, nie widziała nikogo takiego. Wszystko wskazywało na to, ze przyszła tu nadaremno. Usiadła na wysokim krześle przy jednym ze stolików, niedbałym ruchem odkrywając twarz. Położyła maskę obok szklanki, odgarniając złośliwe kosmyki włosów zza ucho. Czuła pulsujący ból w stompach, a buty nagle zaczęły ją uwierać. Duchota powietrza zaczęła być drażniąca, a każde nachalne spojrzenie – irytujące. 
-Camille.
Uniosła spojrzenie, a jej usta odruchowo wygięły się w delikatnym uśmiechu. Tego gestu nie musiała udawać. Przy niej  stawał się naturalny, nigdy wymuszony.
-Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Maska Shane'a wylądowała obok jej, a sam mężczyzna zajął miejsce obok. 
-Briam ci nie mówił?- zaskoczona uniosła brwi do góry, ale po chwili jednak zaśmiała się cicho.- Ale ja również się ciebie nie spodziewałam tutaj. Przecież nie lubisz takich imprez.
Mężczyzna zaśmiał się nerwowo, palcami przeczesując włosy. Kilka kosmyków opadło na jego czoło, ale zrezygnowany nic z nimi nie robił. Kiedy napotkał łagodne spojrzenie dziewczyny, obdarzył ją uśmiechem. 
-Owszem, nie przepadam za czymś takim- zaczął powoli. W ciągu miesiąca wspólnej pracy w jednym gabinecie zdołali się poznać. Chociaż dziewczyna dla niego nadal była zagadką. Tajemnicą, którą nie pogardziłby Sherlock Holmes.- Zostałem jednak zmuszony. Syn prezesa musi być obecny. A jak jest z tobą?
-Jestem udziałowcem. Teoretycznie.- zaśmiała się swobodnie, upijając odrobinę swojego trunku. 
-A jak z praktyką? 
-Inaczej -  zaśmiała się, widząc jego karcące spojrzenie. Mogła wtedy swobodnie dostrzec złośliwie iskierki w jego oczach.- Moja babka była założycielką fundacji, która organizuje ten bal. A raczej prababka. 
Kiedy Shane się uśmiechnął, ona odwróciła wzrok, oplatając dłonie na swojej szklance. Dopiero, kiedy gwałtownie wstał, spojrzała na niego. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, a uśmiechem tylko zachęcił, by ją przyjęła.
-Zatańczysz?
Zawahała się, ale w końcu skinęła głową. Nasunęła maskę na nos, a gdy on uczynił to samo, znaleźli się wśród tańczących, zamaskowanych par na parkiecie. Kiedy napotkała spojrzenie siostry, odwzajemniła je krótko. Mimo że dziewczyna była przebrana i jej twarz zasłaniała maska, mogła bez żadnego problemu wyłapać ją z tłumu. Zapach jego perfum i delikatny oddech, który muskał jej skórę, skutecznie odwrócił jej uwagę od siostry. Nie spostrzegła nawet, kiedy ta zdenerwowana wycofała się z „gapiów” i zajęła miejsce przy barze. Zamawiając drinka, rzucała co chwilę spojrzenie na parkiet. Nie potrzebowała wiele czasu, by odnaleźć tańczącą parę. Nagle spojrzenie Camille, towarzyszącego jej mężczyzny, ciche śmiechy i bliskość ich ciał zaczęła jej przeszkadzać. Do jej umysłu wtargnął niepokój, że siostra powoli przestaje być zdolna do wykonania zadania. 
-Camille...
-Na Lucyfera! Nie jestem Camille. Ja to ta druga, Mireille- fuknęła, odchodząc od baru z martini w dłoni. 
Wyminęła mężczyznę, który próbował ją zagadać i skierowała się do stolika, wcześniej zajmowanego przez bliźniaczkę.  Cierpliwie odczekała dwie kolejne piosenki, by móc swobodnie porozmawiać z siostrą. Widząc ją kierującą się do stolika, uśmiechnęła się lekko pod nosem. 
-Mam genialny pomysł, siostrzyczko.- zagadnęła, kiedy Camille zajęła miejsce obok niej.
-Aż się nie mogę doczekać aż go usłyszę, siostrzyczko.- skinęła dłonią na kelnera, próbując uspokoić oddech po tańcu. Zamawiając wodę, miała nadzieję, że będzie to skuteczny sposób spowolnienia pulsu. Założyła nogę na nogę, nie zdejmując maski. Zaczynała lubić tę nutkę tajemniczości. 
-Wykorzystaj Collins'a- beztroski sposób wymawiania słów Mireille, zaskoczył nawet ją samą. 
-Mowy nie ma!
-Za szybko odpowiedziałaś- ton Mireille spowodował, ze siostra na nią spojrzała. Mrużyła oczy i z niezadowoloną miną wpatrywała się w siostrę.- On ci się podoba! 
-Mireille...
-Camille...- starsza siostra skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.- Może lepiej będzie jak zakończysz to wszystko.
-Może będzie lepiej jak nie będziesz wyciągała nieprawdziwych wniosków z sytuacji. Między mną i Shane'em nic nie ma.
-To zabawne, ale od razu wiedziałaś o którym Collinsie mówię. Skoro uważasz, ze kłamię, zrób to! Zakręć się wokół niego i doprowadź do końca tej beznadziejnej sytuacji. Im szybciej zdradzi ci te informacje, tym szybciej będziemy mogły oddać raport kończący.
Serce Camille ponownie przyspieszyło, a wcześniejsze gorąco, które odczuwała, raptownie się ulotniło. Mireille wstała, zabierając ze stołu kieliszek z martini. 
-Zegar tyka, siostrzyczko. 
***
Spóźnione życzenia, ale jednak.
Wesołych Świąt!

5 komentarzy:

  1. cudownie ♥ jaaaki długi ♥ musiałaś się napracować ; o zapraszam do mnie na nowy rozdział ♥ http://friend-of-famous.blogspot.com/2012/12/window.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgubiłam się w tym Twoim opowiadaniu ;P. Pod koniec było coś o Collinsach, więc jest ich kilka... ale Shane jest jedynakiem, więc? Jego tata? Ale nie było chyba o nim mowy... Natomiast Briam to ten syn prezesa firmy, tak? Potrzebuję wytłumaczenia ;P. Oj, tam od razu zakochała... może go po prostu polubiła, a chyba osób, które się lubi, się nie wykorzystuje, prawda? Dobra, wiadomo, że ona nie miała nikogo lubić, bo ma pewne zlecenie, a po nim musi ich wszystkich zostawić, a jeżeli się dowiedzą, dlaczego odeszła i po co tu była, to będzie gorzej ;P. Widzę, że Ty lubisz te maskarady ;P. Głupią sprawą ogólnie na większych imprezach jest to, że zazwyczaj kobiety powinny nosić sukienki ;P. Jestem nieprzychylnie nastawiona do tego faktu, co już na pewno wiesz :D. Ja myślę, że może Briamowi uda się coś wyczuć, w sensie jakieś kłamstwo Camille :P. No, bo tak by miało się obyć bez przeszkód?:P No można i bez... ale nie wolno tak na łatwiznę iść :D. Dużo w sumie ryzykują pojawiając się gdzieś razem... może ktoś zauważy po między nimi znaczną różnice i już nie będzie tak łatwo, aby jedna udawała drugą. Z pewnością Briam nie jest łatwą osobą do poderwania, ale może trzeba złamać odpowiednią barierę i jakoś pójdzie łatwiej? W końcu chyba nawet niełatwo się też z nim zaprzyjaźnić, a nawet samemu go polubić, skoro tak rzadko się uśmiecha. Pozdrawiam, Olka ;) PS Może uda mi się ogarnąć te Twoje postacie ;D, ale dobrze by było, jakbyś mi wytłumaczyła, to o co spytałam na początku, bo pewnie coś przeoczyłam, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to już ja wiem, co pomyliłam, ale bez obaw: już wiem o co chodzi ;D. Pozdrawiam jeszcze raz, Olka

      Usuń
  3. Nominowałam cie do LIEBSTER AWARDS. Szczegóły na tym blogu --------->http://hello-irish-boss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówiłam już, że lubię Shane'a? Jeśli nie, to mówię to teraz. :) Facet wydaje się być naprawdę fajny, a poza tym ewidentnie umie tańczyć. Camille może tego nie czuje, ale on jej się faktycznie podoba. Mnie też. :)
    Ciekawi mnie, jak dalej rozwinie się akcja, więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    [marionetki-nieswiadomosci]

    OdpowiedzUsuń