[05]

Piąty.

Przyspieszony oddech, szybsze bicie serca, dźwięk stóp uderzanych o ziemię skutecznie zagłuszała muzyka. Odruchowo poprawiła słuchawki, skręcając w jedną z alejek parku. Wczesna i zimna pora skutecznie odstraszała ludzi z okolicy. Mimo tego, nie zrezygnowała z własnej tradycji biegania każdego ranka. Musiała utrzymać dobrą kondycję, przydawała się w wielu momentach jej życia. A nigdy nie wiadomo było, kiedy szybka ucieczka może jej się przydać. Mijając kolejnego osamotnionego biegacza, uśmiechnęła się krzywo. Kilka kosmyków włosów wysunęło się z ciasno związanego kucyka. Powoli uspakajała oddech, zatrzymując się na skrzyżowani alejek. Oparła dłonie na kolanach. Czuła piekący ból w klatce piersiowej, kiedy jej organizm domagał się więcej powietrza. Dopiero kiedy ktoś popukał ją dwa razy w ramię, wyprostowała się. Wygięła usta w delikatnym uśmiechu, wyciągając słuchawki z uszu. Wyłączyła muzykę, chowając odtwarzacz do kieszeni.
-Shane, cześć.
Mężczyzna siadając na starej ławce, z zaciekawieniem spoglądał w kierunku dziewczyny. Przesunął się, chcąc by dziewczyna zajęła miejsce obok niego. Gdy tylko to zrobiła, palcem przejechała po jednej z desek ławki, po wyrytym napisie. Ktoś starannie wyrzeźbił każdą literkę. Opuszkami palców wyczuwała dokładnie poszczególne znaki. 
-Wczoraj...-zaczął wolno młody Collins, patrząc na blondynkę. Zagadka, którą dla niego się stawała, była coraz bardziej zagmatwana.- Zniknęłaś nagle, bez pożegnania.
Widząc jej zmieszanie, zaśmiał się niemrawo. Jeszcze tydzień temu, gdy musiał nadrobić całą zaległą dokumentację, została z nim nie dając się przekonać do zmiany zdania. Pamiętał, że jej śmiech rozbrzmiewał wówczas w gabinecie, nie powstrzymywała się od uwag i komentarzy, które wywoływały u niego rozbawienie. Jej naturalne zachowanie urzekło go w jednym momencie. Im dłużej się znali, tym więcej chciał dowiedzieć się czegoś na temat jej życia. 
-Musiałam wyjść. Nie najlepiej się czułam - skłamała gładko. Po nieprzyjemnej wymianie zdań z Mireille straciła całą ochotę na zabawę. Nie powinna czuć wyrzutów sumienia, ale jego rozgoryczone spojrzenie docierało do mniej dosadnie.- Przepraszam. Nie pomyślałam o tym, żeby się z tobą pożegnać. Po prostu musiałam się stamtąd wydostać.
-No dobrze, chyba muszę przymknąć na to oko. Zobaczymy się w pracy?
Nie czekając na jej odpowiedź, skinął w jej kierunku głową i pobiegł dalej. Przez chwilę patrzyła jak odbiega, nie ruszając się z miejsca. Nie czekając jednak jak zniknie z pola jej widzenia, Camille również wstała. Skierowała się w stronę przejścia w parku, które znali nieliczni. Przemknęła się pomiędzy drzewami, wchodząc w boczną uliczkę. Poprawiła włosy, rozglądając się ukradkiem. Wystarczyło jedno spojrzenie, by mieć pewność, że nikt jej nie widzi. Weszła do jednego z opuszczonych budynków, by dzięki niemu dostać się do Firmy. 
-Nie wyglądasz najlepiej.
Uśmiechnęła się krzywo, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Jeszcze miesiąc temu, przystanęłaby na moment, chociażby żeby odpowiedzieć. Ale nic takiego nie nastąpiło. Zaczęła się zmieniać? Dostrzegała sama w sobie zmienny, ale nie potrafiła tego zdefiniować. Wpadając do gabinetu, nie zamknęła nawet za sobą drzwi. Otwierając schowek na sejf, przyłożyła do małego kwadracika kciuk, a gdy mechanizm zatwierdził zgodność zeskanowanego odcisku, pociągnęła za dźwignię. Usiadła po turecku na podłodze, nogą przytrzymując drzwiczki za którymi znajdował się sejf. Komoda pod ścianą została pozbawiona szuflad, a zamiast nich wbudowano duży sejf. Przekładając dokumenty, próbowała jak najszybciej odnaleźć odpowiedni plik kartek. 
-Ugh, De Vietle...- jęk zawodu spowodował, że uniosła spojrzenie i wlepiła je w drobną postać. Alexandra opierała się o framugę drzwi, tasując nieprzyjaznym spojrzeniem dziewczynę.- Gdzie jest Jonas?
-Pojęcia nie mam, Richardson. Tak samo nie wiem dlaczego szukasz go w moim gabinecie. O ile mi wiadomo, ma swój własny, przestrzenny i o wiele ładniejszy od mojego. Wskazać ci drogę?
Przez chwilę kobiety wymieniały ostre spojrzenia, a atmosfera nad nimi powoli gęstniała. Dopiero wtargnięcie do środka osoby trzeciej, przerwało nalegającą ciszę.
-Cam! Jak ja się cieszę, że tu jesteś – Jonas przystanął na środku pokoju, opierając dłonie na kolanach, by uspokoić oddech.- Słyszałaś nowości? Collins wyjechał do Chin, firma jest pod władaniem syna. Masz pełne pole manewru... Oh, cześć Alexandra... Ale to nie wszystko Camille. Firma, która zleciła ci to zadanie chce dopłacić, jeśli przyspieszycie to wszystko. Proponują podwójną stawkę i stałe zlecenie. Ale to nie jest najlepsze... Montgomery przyjechała... I chce się widzieć z tobą. 
-A co ja znów zrobiłam? - Camille schowała twarz w dłoniach i jęknęła głośno.- Kiedy przyjeżdża?
-Już jest- powiedział Jonas ostrożnie, prostując się. Wysłał pocieszający uśmiech młodszej koleżance.- Masz się z nią spotkać popołudniu. Na lunchu. Kawiarnia Barbarella's. Nie spóźnij się, ona tego nie toleruje.
Posłał kolejne pocieszające spojrzenie dziewczynie i wyszedł z pokoju. Camille zerknęła na trzymane w dłoniach dokumenty. Wcześniej nawet nie spostrzegła, że potrzebne materiały leżą tuż przed nią. Złapała plik kartek w palce i zamknęła resztę w sejfie.
-Jak widać Jonas nie był zainteresowany rozmową z tobą.- młodsza bliźniaczka zatrzymała się obok Alexandry, nie obdarzając jej nawet krótkim spojrzeniem.- Przykre.
Nie czekając na jej reakcje, czym prędzej wyszła z gabinetu i przyciskając materiały do klatki piersiowej, pokonała truchtem korytarz. Zbyt dużo czasu straciła, a nie mogła ryzykować spóźnieniem się do pracy.  Zaledwie półgodziny później wchodziła do gmachu firmy z lekkimi rumieńcami na policzkach. Uśmiechnęła się pogodnie do sekretarki, jednocześnie szybko przebywając drogę dzielącą ją od windy. Kolejny korytarz pokonała już spokojniej, swobodnym krokiem kierując się do gabinetu.
-Trudno będzie się przyzwyczaić do... nowej ciebie- Shane zaśmiał się pogodnie, przepuszczając ją przodem w drzwiach.- Skąd ta zmiana?
Camille odruchowo spojrzała po sobie, w pierwszym momencie nie rozumiejąc słów mężczyzny. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, ze zamiast sukienki, która stała się jej typowym ubiorem, nałożyła na siebie zwykłe jeansy, marynarkę i bokserkę.
-Brak czasu? - obdarzyła go delikatnym uśmiechem.- Biegałam jeszcze trochę, straciłam poczucie czasu i wzięłam to, co było pod ręką. Nie przejmuj się, jutro wróci dawna 'ja'.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, uważnie obserwując każde jej posunięcie. 
-Nie mam nic przeciwko nowej ciebie-powiedział, siadając za swoim biurkiem. Kiedy na niego spojrzała, udał że tego nie dostrzega. Nie mógł jednak powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, widząc jak się rumieni. 
-Pozwól, że zabiorę cię dzisiaj na lunch- Shane przerwał gwałtownie panującą ciszę i uśmiechnął się uroczo w kierunku dziewczyny. 
-Chętnie Shane, ale przykro mi... Jestem już umówiona. Jednak jeśli wskażesz mi drogę do Barbarella's, będę twoją dłużniczką. 
-Chyba go jeszcze nie ma- skomentował Shane, zatrzymując się tuż przy krawężniku. Jego wzrok prześlizgiwał się po gościach siedzących we wnętrzu kawiarenki.
-Jest. Kobieta w czarnym płaszczu. To moje umówione spotkanie.- obdarzyła Collins'a pogodnym uśmiechem, odpinając pas.-Nie zawsze chodzi o faceta, panie Collins. Przynajmniej nie u mnie.
-Więc nie muszę przejmować się złością mniemanego chłopaka, jeśli zaproszę cię na spotkanie?
-Brak takowego mężczyzny w moim życiu sprawia, że możesz czuć się bezpieczny- otworzyła drzwi i wysiadła z pojazdu. Zanim zamknęła je za sobą, nachyliła się, by móc na niego spojrzeć.- Do zobaczenia. 
-Flirtowanie z mężczyznami w twoim zawodzie nie jest bezpieczne, a raczej wręcz zakazane.- gdy tylko zajęła miejsce przy stoliku, przywitało ją nieprzychylne spojrzenie madame Montgomery. - Życie prywatne zawsze odstawiamy na bok. 
-Akurat flirtowanie z tym mężczyzną jest częścią mojego zlecenia, madame. To syn właściciela Black Mountain. 
-Więc wkładasz w to za dużo uczucia.
-Ja nie...
-Kto jak kto, ale ja się znam na kłamstwie Camille. -przerwała jej gwałtownie, a mimo tego jej głos nadal pozostał beznamiętny i niewzruszony. -Może jesteś zdolna oszukać samą siebie, ale mnie nie oszukasz nigdy. Schowaj uczucia w kieszeń i pokieruj się rozumem. Nie chcę po raz kolejny wyciągać cię z kłopotów.
-Za przeproszeniem, madame Montgomery, jednak nie sądzę że miała okazję pani do tego wcześniej.
-Zmień ton, moja droga. Doskonale pamiętasz pierwszą sytuację. Jesteś dobra w tym co robisz, ale rządzą tobą uczucia. Jeśli się zakochasz, może być za późno. Nie obchodzi mnie twoje cierpienie, tylko dobrze wykonane zlecenie. 
Poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Nienawidziła ludzkiej obojętności wobec niej. Udała niewzruszoną, a kiedy kelnerka postawiła przed nią zamówioną kawę, wyprostowała się.
-Zdradzi mi pani cel tego spotkania? - powiedziała, starając się pozostać niewzruszoną.- Nie sądzę, że zależało pani, madame Montgomery, na zwykłej pogawędce przy kawie.  
-Owszem. - kobieta nawet nie starała się zmienić tonu swojego głosu, a powaga jej wypowiedzi wprowadzała w zmieszanie.- Charlie pozwolił mi zająć się tą sprawą. Poprowadzić was obie. Od tego momentu służę wam pomocą.
-To oznacza, że zostaje Pani w Firmie, w Londynie?- zaskoczona Camille, nawet nie starała się ukryć  zdumienia.
-Oczywiście, że nie.- jej ostra odpowiedź wywołała ciarki na plecach dziewczyny.- Nie przyjechałam na wakacje. Już jutro mam samolot powrotny.  Miałam do załatwienia kilka spraw z londyńską Firmą, tak więc nasze spotkanie jest tylko małym dodatkiem do mojej wizyty.
Camille skinęła krótko głową, upijając kawę ze swojej filiżanki. 
-Możecie kontaktować się ze mną przez Charlie'go. On pokieruje was dalej.
Kiedy wstała, kilka zaciekawionych spojrzeń podążyło jej śladem, odprowadzając ją do samego wyjścia. Zostając samotnie przy stoliku, Camille wolno wypuściła powietrze z ust. Spodziewała się czegoś o wiele gorszego. Nakazów, zakazów, szczegółowych instrukcji. Oprócz tego otrzymała kilka słów i została zostawiona z kompletną pustką w głowie. Nie wiedziała czym Montgomery kieruje się, zobowiązując się do pomocy, ale najwidoczniej nie było jej to dane wiedzieć. Nie dbając o zasady savoir vivre, oparła łokcie na stole, odgarniając kosmyki włosów z twarzy. Gdyby przesunąć zegarek o godzinę do przodu, siedziała w takiej samej pozycji, jednak otoczenie wokół niej zmieniło się znacznie. Nie siedziała już w kawiarence, a w dusznym gabinecie, próbując stłumić silny ból głowy. Słysząc skrzypienie otwieranych drzwi, wyprostowała się jak struna i wróciła do kalkulacji bilansów. 
-Przyjadę po ciebie o dwudziestej- jej dłoń już znajdowała się na klamce, a palce oplotły zimny metal. Zerknęła za siebie i uśmiechnęła się niepewnie.- Mam nadzieję, że odpowiada ci ta godzina.
-Nie potrzebujesz adresu? - zapytała, lekko zbita z tropu. 
-Znam twój adres.
-Momentami mnie przerażasz- zaśmiała się dźwięcznie, otwierając sobie drzwi.
-Wszystkie dane widnieją na umowie, którą tak à propos podpisywałem. 
-Detektyw Collins w akcji.
-W każdym miejscu, o każdej porze- w jego głosie znów pojawiła się chrypka, która wywoływała u niej dziwny dreszcz. 
-Nie pracuj zbyt długo, Shane. Jeszcze się przepracujesz i przyjdzie mi ten wieczór spędzić samotnie.
-Mogę ci obiecać, że do tego nie dopuszczę. 
-Camille?
Zatrzymała się w holu firmy, spoglądając w kierunku Briam'a. Jej zniecierpliwienie zakryło zdumienie. 
-To było pytanie?- zaśmiała się, poprawiając opadającą z ramienia torebkę.
-Skoro masz siostrę bliźniaczkę, mogę was pomylić. Ostrożności nigdy za wiele.
Zadrżała, kiedy mężczyzna minął ją bez kolejnego słowa i po prostu wyszedł na świeże powietrze. 
-Nie mogę uwierzyć, ze powiedziałaś mu, ze jesteśmy siostrami!- rozzłoszczona Camille, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, krążąc po mieszkaniu. 
-A ty co? Od innej matki jesteś? - zakpiła Mireille.- Myślisz, że by tego nie zauważył? Jakby nie patrząc, w jakimś stopniu jesteśmy podobne. 
-Doskonale wiesz o co mi chodzi.
-Nie, nie wiem Camille. Stałaś się ostatnio strasznie nerwowa. - tym razem to Mireille wstała z zajmowanego miejsca, zatrzymując tym samym wędrówkę siostry. -Każdy szczegół cię drażni. Wcześniej każdą niezgodność potrafiłaś wyprostować bez żadnego problemu, a teraz? Za bardzo się w to wczuwasz. Poza tym to, że on wie o moim istnieniu nie jest rzeczą najistotniejszą.
-Niby co jest ważniejsze?
-Nikt taki. Jedynie Drake Chambers. 
-Żartujesz?!
-Chciałabym. Ale Bóg nie obdarzył mnie takim wyśmienitym poczuciem humoru. 
***
Mam szczerą nadzieję, że nie zawaliłam tego rozdziału. A po części jestem nawet z niego dumna.

5 komentarzy:

  1. Przez to bieganie zrobiło mi się smutno. Za oknem zima, a ja bym już chciała znowu wstawać o 6 rano, zbierać się i brać rower ze sobą albo właśnie po prostu wyjść pobiegać. Przynajmniej tak robiłam w wakacje. No ale cóż... Przeżyję. :)
    Rozdział mi się podoba. Shane zaskakuje mnie z każdą chwilą i cieszę się, że aktualnie ojca nie ma w firmie. Mogą się dziać bardzo ciekawe rzeczy... :D I tylko wkurza mnie to gadanie o schowaniu uczuć do kieszeni. Czy ci ludzie są bez serca? ;)

    [marionetki-nieswiadomosci]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tu po raz pierwszy i z zadowoleniem muszę Ci powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Rozdział jest piękny i masz być z czego dumna. Och też biegałam w wakacje.. potrafiłam wstać o szóstej i wybrać się na stadion,by porobić parę kółek, z słuchawkami na uszach.. to był fajny początek dnia.. No ale zima, wiadomo jaka jest.. W każdym razie rozdziałek super.

    OdpowiedzUsuń
  3. woow naprawde ciekawie piszesz . trafiłam do ciebie przypadkowo i na pewno jeszcze wrócę. Ja dopiero zaczynam, miło by było gdybyś zajrzala do mnie i wyraziła opinie , z góry dziekuje i pozdrawiam. http://wyrzeczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No oczywiście, że trzeba wyłączyć Oli komputer jak piszę komentarz w połowie, no prawda, komputer, co? No już dobra. To ja chciałam powiedzieć, iż zauważałam, że kontakt między Camille, a Shane się zacieśnia, że nie wydaję mi się, żeby pozostało tak na stosunkach koleżeński, bo po mimo tego, że to jej zlecenie, to nie sądzę, aby ona potrafiła od tak się nie wczuwać i w końcu do niego nic nie czuć. Jest to trudne zadanie, bo zazwyczaj nie potrafimy trzymać na wodzy naszych uczuć, a jeżeli jeszcze dochodzi do tego wrażliwość na uczucia innych, to jest jeszcze gorzej, bo przecież on jak się zaangażuję, to ona go wykorzysta i właśnie zrani. A ten rumieniec, to chyba oznaka, że się zawstydziła, a to nie jest dobry znak dla planu pt: uwieść i wykorzystać. Gdyż raczej zawstydzamy się często przy osobie, którą bardziej lubimy, żeby nie powiedzieć, że nam się podoba, ale również w innych sytuacjach. Fakt, że on już wie, że są siostrami, to też nie jest plusem dla ich planu, bo przecież on może ją pomylić, może chcieć gonić, bo chciałby jej coś powiedzieć, a ona np. pójdzie tam, gdzie on nie powinien, bo może się czegoś ciekawego dowiedzieć albo nawet podsłuchać rozmowę, choć mam na dzieję, że jeżeli mają taką pracę, to też potrafią ją dobrze wykonać i się kamuflować. No tak, fajna jest ta satysfakcja, jeżeli jest osoba, której nie lubimy i chce pogadać ona z kimś, kto na nią nie zwraca uwagi, za to nam poświęca czas. Ale ciekawi mnie czemu w ogóle się do niego nie odezwała skoro chciała z nim pogadać... bo jednak chyba się nie wszyscy domyślamy, a raczej mało kto, że chcemy z nim pogadać, jak nawet się nie odezwiemy do tej osoby, no chyba, że jakieś znaczące sygnały wysyłamy, ale to chyba tu nie zaszło ;D. Pozdrawiam, ja Olka

    OdpowiedzUsuń
  5. A tu pani Tysia zaniedbała obietnice o dodawaniu, chociaż raz na miesiąc rozdziału :P, Olka

    OdpowiedzUsuń