[06]

Szósty.

Jednym ruchem palca przyciszyła muzykę wydobywającą się z radia i usiadła przed toaletką. Szczotkując i układając włosy nuciła cicho słowa piosenki. Mireille uważnie obserwowała każdy ruch bliźniaczki. Dopiero po chwili wyrwała się z zamyślenia, zbierając porozrzucane po podłodze dokumenty.
-Tęsknię czasami za akademią.
-Byłaś tam zaledwie tydzień- Camille z rozbawieniem spojrzała na siostrę.- Poza tym tam się nie wraca. Przechodzisz szkolenie i kierują cię na następne. Chyba, ze uznają że jesteś wyjątkowa i zaproponują ci pracę. 
-Tam jest ktoś wyjątkowy.
-Co masz na myśli?- Camille uniosła spojrzenie i utkwiła je w odbiciu lustrzanym bliźniaczki.
-Pamiętasz... „Mózg”?
Camille zaśmiała się cicho, poprawiając włosy i spryskując je odrobiną lakieru. Pociągnęła wargi bezbarwnym błyszczykiem i znów odrobinę się uśmiechnęła.
-Pamiętam. Zadawałyśmy sobie wiele trudu, aby odgadnąć jego tożsamość. Cwana bestia.
Mireille odwzajemniła delikatny uśmiech siostry, stając tuż za nią. Wzięła do ręki delikatny medalik i zawiesiła go na szyi siostry, sprawnie zapinając zapięcie. 
-Skontaktował się wczoraj ze mną- powiedziała, dosuwając suwak sukienki Camille.
-Co go do tego skłoniło?
-Uległość wobec naszych głosów?- powiedziała z rozbawieniem, patrząc krytycznie na wizerunek siostry.- Chce znów wejść do współpracy. Jego głos się zmienił... Już nie jest piskliwy, ale … męski. 
-Nie zakochaj się w głosie Mózgu, siostrzyczko. To byłoby niebezpieczne.- zmarszczyła brwi z pewnym rozbawieniem-  I dość dziwne.
Mireille wywróciła oczami, przegrzebując szafę siostry. Postawiła obok łóżka parę wysokich, czarny butów na szpilce. Rzuciła się na łóżko, zatapiając się w poduszkach. Lubiła ten element sypialni siostry. Na łóżku zwykle znajdowało się przesadnie dużo poduszek. Uniosła się na łokciach, by obserwować każdy jej krok. Kiedy wsuwa stopy w buty, kiedy zapina bransoletkę na szczupłym nadgarstku. Słysząc dzwonek do drzwi, szybko poderwała się i stanęła na równych nogach. 
-Ja otworzę!- krzyknęła szybko Mireille, chcąc przed siostrą otworzyć drzwi. Przebyła szybko korytarz, a szybkie szarpnięcie drzwi, zaskoczyło przybysza. Uśmiechnęła się zalotnie, przygryzając kusząco dolną wargę.- Cześć.
-Gotowa?
-A co, chcesz iść na randkę z tą drugą siostrą? - powiedziała, wykrzywiając usta w zdumionym uśmiechu. Droczyła się z nim. -Nie mam nic przeciwko.
-Mireille! - Camille stanęła za siostrą, kładąc dłoń na jej ramieniu. 
Shane zdezorientowany wędrował wzrokiem po siostrach.
-Shane, poznaj moją siostrę, bliźniaczkę, Mireille. Mireille, możesz już iść.- biorąc w dłoń płaszcz, posłała siostrze znaczące spojrzenie.- Nie zostawię cię samej w moim mieszkaniu. Doskonale o tym wiesz. 
Mireille porwała swoją kurtkę z wieszaka, cmoknęła siostrę w policzek i mijając nadal zdezorientowanego mężczyznę, wyszła z mieszkania. Kiedy zniknęła na schodach, Camille niepewnie uśmiechnęła się do Shane'a.
-Możemy iść? Pytania będziesz zadawał później. 
-Skąd wiesz, że chcę jakieś zadać?- zapytał, dając jej swoje ramię. Kiedy jej dłoń spoczęła na jego przedramieniu, obdarzył ją delikatnym uśmiechem.- Chodźmy.
-Twoja mina zdradziła mi wszystko. Nikt nie wie, ze mam siostrę bliźniaczkę.- uśmiechnęła się niepewnie, wzdychając przy tym.- To taka... moja mała tajemnica, która powoli wymyka się spod kontroli.
Jej naturalny śmiech wywołał u niego lekki uśmiech. Poprowadził ją do samochodu, a następnie otworzył jej drzwi. Opalając samochód, nie zerkał w jej kierunku. Również podczas jazdy jego wzrok skupiony był na drodze. Jakby obawiał się, że dziewczyna siedząca obok niego może go zbytnio rozproszyć.
-Jesteście... perfekcyjne. 
Siostry wymieniły zaskoczone spojrzenia, nie ukrywając swoich emocji. Kawiarnia, w której siedziały znajdowała się przy jednej z głównych ulic miasta, więc zza witryny miały idealny widok na zabieganą i zaludnioną ulicę. Same do końca nie rozumiały okoliczności w jakich się tu spotkały. Po co. Dlaczego. Jak. Kiedy. Ostatnie wydarzenia powodowały jedynie silny ból głowy u obydwu, nawracające nudności i te uczucie braku kontroli nad własnym życiem. Miały zaledwie po siedemnaście lat, szkołę, opiekunów, przyjaciół, życie zwykłych nastolatek. 
-Czego od nas chcesz?- w Mireille uruchomił się instynkt obronny. W tym momencie nie mogła narażać ani siebie, ani siostry. Musiała uważać za nie obydwie. Camille była zbyt spokojną nastolatką, która nigdy nie złamała żadnej reguły. Była zbyt delikatna, by móc bronić się przed nieznanym mężczyzną.
-Czego od nas chcesz? - warknęła ostrzegawczo, mrużąc oczy. 
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie, upijając łyk gorącej kawy, wypełnionej po brzegi w filiżance. Widząc ostre spojrzenie starszej bliźniaczki i utkwione w cukiernicy młodszej, zaśmiał się cicho. Odstawił filiżankę na spodek i wyprostował się.
-Obie macie siedemnaście lat. Pochodzicie z Francji, obie przeniosłyście się tutaj w dzieciństwie. Wychowuje was wujostwo, które przestanie się wami przejmować po ukończeniu osiemnastego roku życia. A raczej rząd narzuci im tę decyzję. Są dobrą rodziną zastępczą, nic dziwnego, że otrzymali prawdo do opieki nad wami. Ale nic więcej. Kiedy osiągniecie pełnoletność, przestaną się wami opiekować. A wy potrzebujecie jej jak nikt inny. Wasi rodzice nie żyją. Nie macie do kogo zwrócić się o pomoc. A same tego nie potrzebujecie. Jesteście... dość wyjątkowymi umysłami, które nieźle to ukrywają. W szkole nikt nie wie o waszych zdolnościach, prawda? Camille, czy to nie ty rok temu włamałaś się do serwera Pentagonu, zostawiłaś notatkę, by stworzyli lepsze zabezpieczenia i nie przeglądając żadnych plików, po prostu się wylogowałaś? Próbowałaś własne możliwości, prawda? Dość imponujący fakt. Mireille... Twoje wykroczenia nie były lepsze. Ile razy wkradałaś się do najlepiej strzeżonych willi tylko po to, by zostawić ostrzeżenie, albo zabrać kubek lodów? Tylko nie wiem jednego... która z was idealnie podrabia dokumenty. Na przykład prawa jazdy, dzięki którym można wejść do każdego klubu w mieście?- na stoliku wylądowały dwa prostokątne dokumenty, zatrzymując się tuż pod dłonią jednej z nich.- Znam każdy szczegół na wasz temat i mogę znać więcej. Ale... chcę złożyć wam propozycję. To, ze nie zostałyście złapane przez policję, to istny cud. Zwykle nasi pracownicy mają problemy z prawem.
-Co pan przez to rozumie?- po raz pierwszy głos zabrała Camille, unosząc zaciekawione spojrzenie na mężczyznę. 
-Chcę zaproponować wam pracę... Dzięki waszym umiejętnością możecie mi pomóc. Dwie zagubione nastolatki, które pomogą światu, którym świat pomoże.
-Gdzie jest haczyk?- jednym ruchem dłoni, Camille uciszyła siostrę i tym razem przejęła inicjatywę.
-To nielegalna działalność. Ujawniamy na światło dzienne fakty, które rząd chce ukryć. Dostajemy za to sporą zapłatę, więc się opłaca. Potrzebne są mi osoby, które będą pracować w terenie.
-Skąd pewność, że nie przekażemy tych informacji policji?
-Bo to byłoby głupie. Obie nie macie pomysłu na życie, na swoją przyszłość. Żadne uniwersytety nie chcą przyjmować sierot, z pracą dla was też będzie ciężko. Do szkoły was nie przyjmą, bo trzeba płacić, a wy nie możecie zarobić, bo nie macie wykształcenia. Błędne koło, do którego nie musicie nawet wchodzić. Moja propozycja jest czysta i bez żadnych kruczków. Przejdziecie szkolenie, złożycie obietnicę tajemnicy, przejdziecie testy i już za rok suma na waszym koncie powoli będzie rosła.
Tak jak się spodziewał przy ich stoliku zapadło milczenie. Każda z sióstr zmagała się z własnymi myślami. Jedna wpatrywała się w drugą, a druga odwzajemniała spojrzenie bez skrępowania. Mimo ostatnich walk pomiędzy nimi, teraz obie znalazły się w rogu i tylko wspólna decyzja może czegoś dokonać.
-Zadzwońcie, kiedy się zdecydujecie. - położył wizytówkę na środku stolika.- Proście o rozmowę z Charliem Herbert'em. 
...
Związała włosy ciasno gumką i upięła kilka złośliwych kosmyków wsuwkami. Naciągając na nogi trampki, co chwilę zerkała na zegarek. Wypuściła wolno powietrze z płuc i wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu. Po raz kolejny sprawdziła wiadomość od Camille. Nie miała pojęcia jakim cudem udało jej się wysłać wiadomość w taki sposób, by Shane nie dostrzegł tej czynności. 
<< Jestem z Shane'm na miejscu, Collins'a seniora nie ma w kraju. Jedynym zagrożeniem dla ciebie jest Briam. W razie kłopotu podawaj się za mnie. >>
Wsunęła komórkę do kieszeni jeansów. Pełna zapału i pewności, że nikt nie może jej przeszkodzić. Magnetyczna karta otworzyła boczne drzwi biurowca, a cichy dźwięk zwrócił uwagę jednego z ochroniarzy. Widząc młodą dziewczynę, obdarzył ją lekkim uśmiechem.
-Panienka nie ma innych pomysłów na spędzenie tego wieczora?
-Nie mam pełnej dokumentacji, ale mnie nie trzeba się obawiać, prawda?- odwzajemniła uśmiech starszego mężczyzny i puściła w jego kierunku perskie oczko.
Zaśmiał się cicho, a jego chichot rozniósł się echem po budynku. Nie odpowiedział, tylko skinął krótko głową i wskazał na korytarz. Obdarzając go lekkim uśmiechem. W momencie, gdy winda zamknęła się za nią, odetchnęła cicho. Ochroniarz nie skomentował jej ubioru, mimo iż na co dzień ubierała się całkiem inaczej.  Było późno, a jego czekała cała noc spędzona w gmachu firmy. Rozsiadł się wygodnie przez moment obserwując monitory oznaczone odpowiednimi piętrami. Kamery nagrywały każdą sekundę. Po chwili jednak zajął się leżącą przed nim gazetą. Dzięki temu Mireille mogła bez problemu pojechać na najwyższe piętro i przemknąć do gabinetu prezesa. Jęknęła cicho, widząc panel do wprowadzenia kodu, bądź posłużenia się magnetyczną kartą. Zemliła przekleństwo w ustach, wydobywając z kieszeni telefon. Zrobiła zdjęcie układowi przycisków i cofnęła się w korytarz. Wodziła wzrokiem po drzwiach, by w końcu odnaleźć odpowiednią tabliczkę. Tym razem nie potrzebowała magnetycznej karty, tylko klucza. Wysunęła jedną ze wsuwek z włosów. Po kilku minutach walczenia z zamkiem, przekładki przeskoczyły, a drzwi się uchyliły. Wślizgnęła się do środka, zamykając za sobą drzwi. Na widok pomieszczenia, westchnęła z wrażenia. Centrum dowodzenia komputerami było imponujących rozmiarów, ale to urządzenia wywarły na blondynce największe wrażenie. Gdy wyrwała się z zachwytu, usiadła przy głównym stanowisku, odpalając komputer. Wsuwając pendrive, odpaliła program łamiący hasło. Przygryzła dolną wargą, kładąc dłonie na klawiaturę. Widząc, że dioda nośnika danych się zapala, a na ekranie monitora pojawia się pewien szyfr, uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze istniała obawa o zabezpieczeniu przeciw zewnętrznym nośnikom danych. Tym razem szczęście jej sprzyjało. Jej palce zaczęły szybko wędrować po klawiaturze, wciskając odpowiednie klawisze. Minuty mijały, a ona miała wrażenie że wskazówki zegarka przyspieszają. Coraz mocniej zagryzała wargę, nie mogąc przebić się przez system obronny komputera. Po kolejnej nieudanej próbie jęknęła żałośnie, przyspieszając ruch wpisywania kolejnych ciągów znaków. Słysząc kroki na korytarzu, znieruchomiała. Palce zastygły nad klawiszami, a głowa zwróciła się w kierunku drzwi. W ostatnim momencie zdążyła zgasić monitor i wsunąć się pod biurko. Dziękując w myślach Bogu za zabudowane meble, odgarnęła niesforne kosmyki włosów z oczu. Drzwi zaskrzypiały, a czyjeś buty w kontakcie z podłogą wydały cichy dźwięk. 
-Jeszcze raz. Jakie jest hasło?-cichy pomruk, a następnie zgrzytanie krzesła pod ciężarem czyjegoś ciała.- Oczywiście, że zapamiętałem! Wolałem się upewnić.
Ktoś zajął miejsce przy komputerze znajdującym się najbliżej wejścia i powoli wklepywał hasło do komputera. Mireille wywróciła teatralnie oczami, słysząc w jakim tempie wklepuje rząd liter i liczb. Zniecierpliwiona wyjrzała zza biurka, by uważnie przyjrzeć się przybyszowi. Wykrzywiła usta w rozbawionym uśmiechu, widząc jak nad okienkiem logowania pokazuje się komunikat o błędnym haśle. Brunet mruczał coś pod nosem, marszcząc brwi. Skupiony na komputerze nie zwrócił uwagi na obecność drugiej osoby. Nawet jej nie zauważył. Gdy zmrużyła oczy, spostrzegła na biurku leżącą magnetyczną kartę. Jednak inną, niż ta, która spoczywała u niej w kieszeni. 
-Większy dostęp-powiedziała bezgłośnie, znów przygryzając dolną wargę. Była pewna, ze właśnie dzięki tej karcie dostałaby się do pokoju prezesa.
Cofnęła się gwałtownie, o mało co nie uderzając głową w blat biurka. Mężczyzna wstał i dopiero teraz mogła zobaczyć, że jego wzrostu mógł mu pozazdrościć niejeden koszykarz. Mając pewność, ze mężczyzna wyszedł, zamknął drzwi i oddalił się korytarzem, usiadła na krześle, włączając monitor. Po wpisaniu kolejnego rzędu znaków, komputer przelogował się na jedno z kont, dając jej dostęp do całej bazy firmy. Uśmiechnęła się triumfalnie i gdy miała chwytać za myszkę, nastąpiło coś nieoczekiwanego. Na ekranie pojawił się jakiś znaczek, a następnie komputer padł. Nadaremnie próbowała przywrócić do go życia. Zacisnęła zęby, by nie wrzasnąć z wściekłości. Wstając gwałtownie, przewróciła krzesło. Po kilku minutach chodzenia po pokoju uspokoiła się i podnosząc krzesło, spróbowała ponownie ożywić komputer. Gdy jej starania poszły na marne, zrezygnowana ulotniła się z pokoju, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, po czym wyszła z gmachu firmy, żegnając się przyjaźnie z ochroniarzem. Dopiero, gdy znalazła się w swoich przysłowiowych czterech ścianach zorientowała się, że w centrali nadal jest wetknięty do wejścia USB jej pendrive. 
-Jak was rozróżnię? Teraz będę się obawiać, że ty... to nie ty- powiedział Shane z pewną nutą rozbawienia w głosie. 
-To będzie trudne. Jesteśmy … wręcz identyczne- zaśmiała się cicho, patrząc na niego.- Dlatego ja mam tatuaż, którego ona nie ma.
Przesunęła kilka bransoletek, odkrywając czarny zarys podwójnej nieskończoności na nadgarstku. Ozdoby opadły na swoje poprzednie miejsce, gdy położyła dłoń ponownie na stoliku. Czując delikatny dotyk palców Shane'a na swojej dłoni, uśmiechnęła się delikatnie. Dopiero po chwili zrozumiała co chłopak robi. Opuszki jego palców wodziły po rysach tatuażu.
-Dlaczego nigdy tego nie widziałem?- zapytał, zabierając dłoń.
-Może po prostu nie pozwoliłam, abyś zobaczył?
Dwie godziny później, gdy oboje wychodzili z restauracji, pogoda zdążyła się zmienić. Zimny wiatr targał włosami i płaszczami spacerujących ludzi, a na niebie powoli zaczęły pojawiać się burzowe chmury. Camille jednak nie zwróciła kompletnie uwagi na otoczenie, zajęta rozmową z towarzyszem. Mężczyzna doskonale przebił się przez osłonkę nieśmiałości, którą była otoczona na początku spotkania, by teraz móc bez żadnych krępacji z nią dyskutować. Camille przegarnęła z roztargnieniem włosy palcami, w dalszym ciągu uśmiechając się szeroko. Jednak kiedy napotkała na czyjeś spojrzenie jej uśmiech zmalał, a błyski rozbawienia w oczach zostały wyeliminowane przez wyraz zaskoczenia.
-Camille- mężczyzna uśmiechnął się z drwiną, nie wyjmując dłoni z kieszeni. Skinął głową w kierunku Shane'a, by po chwili znów spojrzeć na blondynkę. Jak miło spotkać się po tak długim czasie.
-Drake.
Gdy wypowiadała to imię, jej głos zadrżał. Nie chcąc jednak nic po sobie poznać, obdarzyła go przyjaznym uśmiechem. Przedstawiła mężczyzn sobie, obnosząc się z uprzejmością do Drake'a Chambers'a, mimo że jej umysł krzyczał z rozpaczy. 
***
Ocenę pozostawiam wam. Mam mieszane uczucia. 
+ przepraszam, ze w Lutym nie pojawił się rozdział. Mam stanowczo za dużo na głowie i się nie wyrabiam. 
+ zapraszam do zakładki "Kontakt"

1 komentarz:

  1. Wreszcie mogę zobaczyć Twój szablon w całej okazałości :D. Mam wrażenie, że jeżeli dziewczyny kiedyś się kłóciły, bo to w końcu rodzeństwo, to Mireille wygrywała :P. Na pewno bardziej wkurzała Camille, zaczynając "kłótnie", ale to tylko moje przemyślenia :D. Co do tego, że sierot by nie przyjęli do szkoły, to nie wydaję mi się, bo o ile wiem, to właśnie mają specjalną "przepustkę" właśnie dzięki temu. Nie wydaję mi się, że to było dobre posunięcie ze strony Camille, pokazanie różnicy między nią, a siostrą. Bo co, jeżeli on przyłapię kiedyś jej siostrę w swojej firmie i zobaczy, że ona nie ma tatuażu? Będzie klapa :P. Nie pozostawiła żadnych dowodów? A odciski palców?:P A odcinki podeszwy butów? No i oczywiście pendrive, na którym są jakieś informacje(?), bo jeżeli takie, które mogą ją zidentyfikować, to troszeczkę kiepsko ;P. No czasem zdarzają się tacy ludzie, którzy mają szczęście, ale na szczęście za wiele złego nie zrobiły, a wręcz ostrzegały, więc. No teraz to już inna sprawa. A cóż ten Drake chce od nich? Na pewno wiemy, że się nie lubią, ale jeżeli była już o nim wzmianka, to nie pamiętam... *mówi cicho* Oznaczam go już sobie jako :bardzo złego Drake'a - wróg numer jeden". Pozdrawiam, Olka

    OdpowiedzUsuń