[07]

Siódmy. 

-Może trzeba to przyspieszyć?
-Jak? Tego nie da się przyspieszyć!- warknęła Camille, ściągając z ramion marynarkę i rzucając ją ze złością na fotel. Wracając ze spotkania, wysłała siostrze wiadomość, by ta czekała na nią w mieszkaniu.- Drake wrócił... I zaczyna węszyć. Doskonale wiesz, że poprzednim razem zaczął nas podejrzewać. On wie, ale siedzi cicho. Czeka na nasze potknięcie, by móc triumfować ze zdwojoną siłą.
-Nic nie zrobi, dopóki nie będzie pewien. 
Camille poczuła jakby wielki ciężar raptownie spadł na jej ramiona. Usiadła na łóżku, uwalniając stopy od wysokich butów. Odrzuciła je pod ścianę, wbijając wzrok w punkt nieco nad nimi. Wyprostowała się, ściągając łopatki. Marszcząc nos, próbowała poukładać bałagan myśli.
-Może czas skorzystać z pomocy- powiedziała ostrożnie, nie patrząc w kierunku siostry.
-Niby w jaki sposób O N może nam pomóc? To tylko komputerowy świr, a nie agent FBI. Ponadto Mózg, chociaż chyba czas by zmienić mu ksywkę, pojawia się kiedy chce. I znika też. Nie można go wezwać.
-Musimy coś wymyślić. Cała ta sprawa powoli zaczyna mnie przytłaczać. Nie wiem co robić. Przy minimalnym ryzyku zaczynam panikować. Nie wiedziałam jak mam się zachować, kiedy Drake się pojawił. Oficjalnie jesteśmy znajomymi, ale nieoficjalnie... zaczęłam panikować, jakbym znalazła się w pokoju pełnym jadowitych wężów. Przyspieszone tętno, bicie serca, nierówny oddech. Nawet Shane to zauważył- Camille gwałtowniej zaczerpnęła powietrza. Poczuła się jak ktoś chory na klaustrofobie znajdujący się w małym pomieszczeniu. Przygryzła dolną wargę, oddychając powoli i spokojniej.- Musimy sprawić, ze zniknie. 
-Nie zabiję go- Mireille zaśmiała się beztrosko, wkładając pod głowę jedną z poduszek siostry. Leżała w poprzek łóżka, a jej nogi zwisały nad podłogą. Wymowne spojrzenie siostry wywołało u niej tylko cichy śmiech.- Przypadkiem na niego trafię na mieście i porozmawiam. Wybadam co on tu robi. Ty zajmij się prezeskiem.  I jego dostępem do wszystkich plików. Razem nam się uda. Nas nikt nie pokona, prawda? Nawet FBI.
-FBI to amerykańska agencja, a my jesteśmy w Londynie.
-Czy ty naprawdę musisz wszystko traktować tak dosłownie? 
Wchodząc do gmachu Black Mountain, zamiast spodziewanej ciszy i spokojnej rozmowy sekretarki, spostrzegła ogólne zamieszanie i chaos. Zwolniła kroku, podchodząc do młodej dziewczyny, która nerwowo zakończyła jedno z wielu połączeń.
-Co się dzieje?- zapytała ostrożnie, marszcząc lekko nos.
-Ja... 
-Odwołaj wszystkie dzisiejsze spotkania i przenieś je na następny tydzień. Powiedz wydziałowi kadr, ze ma dzisiaj nie zjawiać się w firmie. Ich komputery padły- Shane rzucił na biurko dziewczyny kilka teczek i uśmiechnął się lekko do Camille. Widząc jej zdezorientowaną minę, wskazał na windę.- A ciebie zapraszam w sam środek tornada.
-Powiesz mi co się dzieje?- zapytała, próbując zrównać kroku z Collins'em. Nacisnęła guzik przywołujący windę, a gdy  drzwi rozsunęły się z cichym gongiem, weszła do jej środka.-Skąd całe to zamieszanie?
-Bram zapomniał jakiś dokumentów i wczoraj logował się na jednym z serwerów w centrali. W rzeczywistości mamy to zapisane jako włamanie do systemu. -Shane westchnął ciężko, opierając się o lustrzaną powierzchnię ściany windy.- Przez to mamy teraz zakodowane w centrali, ze było włamanie. Informatyk ma  mnóstwo pracy.  Część komputerów automatycznie padła wczoraj, część pracuje tylko częściowo. Dopóki tego nie naprawi, nie możemy nic zrobić. Dokumenty, które są ważne dla firmy, automatycznie zostały zablokowane, tak samo jak komputery w większości budynku. Przez ten jeden głupi błąd, mamy przestój w pracy co najmniej na kilka dni. 
-To znaczy, ze po każdym błędnym zalogowaniu się systemy automatycznie się blokują?
-Jeśli wpiszesz pięć razy złe hasło na dane konto, to tak. 
Z kolejnym cichym gongiem drzwi windy się otworzyli, a gdy oboje z niej wysiedli, znaleźli się we wnętrzu jednego, wielkiego zamieszania. Kilkanaście osób przemieszczało się pomiędzy pokojami, głośno dyskutując i próbując opanować swoje nerwy.
-Tylko w tym wydziale komputery zostały częściowo zablokowane. Nadają się do minimalnej pracy, więc wydział architektów przeniósł się właśnie tu- powiedział szybko Shane, uprzedzając pytanie dziewczyny. 
Ich gabinet okazał się być oazą spokoju pośród ogólnego zamieszania. 
-Chodź tu charłaku, nie daj na siebie czekać- ciche pomruki Mireille wywoływały u przechodniów wyraz zaskoczenia na twarzach.
Z rana skontaktowała się z madame Montgomery. Sama rozmowa z kobietą podniosła jej ciśnienie i sprawiła, że poczuła się jak bezużyteczny jednostka w tej branży. Przeskakiwała z nogi na nogę, kręcąc kubkiem pełnym gorącej kawy wokół jego osi. Jej uważne spojrzenie wodziło po twarzach przechodniów, próbując z tłumu wyłapać tą wybraną jednostkę.
-Czyżbyś czekała na swoją kolejną zdobycz?- doskonale znany jej śmiech wywołał u niej lekki uśmiech. Odwróciła się automatycznie, przekładając styropianowy kubek z jednej dłoni do drugiej.- Chyba się już nie zjawi, co? Poza tym określenie „charłak” mogłoby być dla niego niezrozumiałe, prawda?
-To jest Anglia Chambers, Londyn. Ojczyzna Harry'ego Potter'a. Każdy musiał o nim słyszeć. Nawet faceci. -przyjazny i beztroski ton musiał zaskoczyć nawet ją samą.- Miło cię znów widzieć, Drake.
-Ciebie również- mężczyzna skinął krótko głową, po czym jego spojrzenie znów spoczęło na znajomej twarzy.- Spotkałem wczoraj twoją siostrę. Od kiedy ubiera się jak celebrytka i prowadza z zamożnymi facetami? Czyżbyście zamieniły się rolami? Ona szalona, a ty rozważna?
-Od czasu do czasu nam się to zdarza. - jej spojrzenie uważnie zlustrowało jego sylwetkę.- Ale nie mówiła mi, ze poznałeś Shane'a. Ja jeszcze tego szczęścia nie miałam.
Zadrżał lekko, co w jego wykonaniu oznaczało lekki chichot, którego nie chciał okazywać. Wyglądał dokładnie tak jak go zapamiętałam. Wiecznie nonszalancka postawa, która przyciągała spojrzenie nie jednej kobiety. Przenikliwe oczy, które potrafiły ujrzeć największą zagadkę duszy. Jeansy, koszulka i marynarka podkreślały jedynie jego nietypową urodę. Jednym słowem nie można był oderwać od niego oczu, bez chociażby najmniejszego zachwytu. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, jej usta drgnęły w lekkim uśmiechu.
-Co robisz w Londynie?
Wsunął dłonie do kieszeni, a jego wzrok automatycznie powiódł po sylwetce dziewczyny, która mijając ich, nie omieszkała obdarzyć go zalotnym spojrzeniem. Dopiero, gdy pstryknęła palcami przed jego twarzą, udało jej się zdobyć jego uwagę. Nie zwrócił uwagi na jej podirytowane spojrzenie, tylko wzruszył ramionami.
-Miesiąc temu, po tym jak biuro detektywistyczne Malcolma Borrowsa zostało ukazane jako pretekst do robienia przekrętów na skalę światową, odkryto pewne niedogodności. Ktoś włamywał się do ich systemów, sejfów. Prawda o przekręcie została ujawniona w ... nielegalny sposób.- kącik jego ust drgnął do góry, wykrzywiając usta w półuśmiechu. Ta sprawa została mi przekazana. Przeniosłem się na jakiś czas do Londynu. 
-A już myślałam, ze przyjechałeś odwiedzić dawne znajome- udawana nutka zawodu rozbawiła Chambers'a. - Ale chyba nie mam co się łudzić.
-Zawsze mogę pogodzić dwie sprawy. Pracę i sprawy towarzyskie- jego zadziorny uśmiech doprowadził już niejedną kobietę do stanu pod zawałowego, ale Mireille nie zamierzała udawać, że i na nią to działa.- Kolacja? Dzisiaj wieczorem? 
-Lunch. Dzisiaj popołudniu- pokręciła lekko głową, uśmiechając się niewinnie.- Spokojnie diable, będziesz mógł zaplanować wieczór ze swoją nową zdobyczą. Ale ja nią nie będę.
-Mam wrażenie, ze mogę spokojnie nazwać cię moją byłą zdobyczą...
-To co się wtedy wydarzyło, nie liczy się- przerwała mu gwałtownie Mireille, wymuszając na sobie uśmiech.- Dzisiaj, godzina czternasta, chińska restauracja przy posterunku policji. Nie chcę aż tak cię odrywać od pracy. 
Cień niezadowolenia przebiegł po twarzy Drake'a, ale skinął krótko głową. Bez słowa wyminął ją i skierował się w stronę swojego samochodu. Nie miał zwyczaju się z nią żegnać, będąc pewien, ze zawsze się spotkają. Prędzej czy później. 
-Panie Chambers mamy dla pana pełne zestawienie pracowników, gości i klientów pana Malcolm'a. Lista znajduje się u pana na biurku.- niepewny głos w głośniku komórki sprawił, że uniósł wzrok ku górze, zirytowany zachowaniem jednego z londyńskich policjantów. Stojąc przy samochodzie, słuchając każdego słowa mężczyzny, obejrzał się za siebie. Tak jak się spodziewał, Mireille w w dalszym ciągu stała w tym samym miejscu, obserwując go. Uśmiechnął się pod nosem, wolną ręką machając jej na 'do widzenia'.  -Jednak wcześniej komendant prosi pana na rozmowę do sali konferencyjnej. Gdy tylko pan pojawi się na komisariacie.
Nie ruszając się z miejsca, Mireille obserwowała jak odpiera telefon, jak bez żadnego komentarza wsłuchuje się w słowa rozmówcy, jak macha jej na pożegnanie i wsiada do samochodu. Dopiero, gdy pojazd zniknął za rogiem, mogła odetchnąć. Pierwsza konfrontacja za nią. Czekała ją kolejna i to nie łatwiejsza. Upiła odrobinę zimnej kawy,  a przechodząc obok przystanku autobusowego, wrzuciła pełny kubek do kosza. Nienawidziła zimnej kawy, tak samo jak nienawidziła smaku zielonej herbaty. Łapiąc taksówkę, przekazała kierowcy adres i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Trzy nieodebrane połączenia. 'Herbert' . Usilne próby skontaktowania się z nią przez szefa Firmy nie wróżyły nic dobrego. Ze zniecierpliwieniem uderzała o podłokietnik na drzwiach taksówki. Jej zdenerwowanie wzrosło, gdy zjawiła się w progu Firmy. Żadnego przychylnego spojrzenia, żadnego uśmiechu. Wszyscy poddenerwowani i skoncentrowani. Każdy zajęty własnymi sprawami, nikt nie plotkował. Pierwszy raz cisza w Firmie była uciążliwa. Do tego całego obrazu dodatkowo nie pasowała jej jedna osoba.
-Camille? Co ty tu robisz?- zdjęła szybkim ruchem cienki szalki z szyi, unosząc brwi do góry.- Nie powinnaś być w … tej swojej firmie?
-Poszłam na wcześniejszy lunch. Dostałam wiadomość od Charliego. Wiesz o co chodzi?
-Może ja to panią wyjaśnię. 
Bliźniaczki automatycznie odwróciły się, stając równo ramię w ramię. W tym samym momencie na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie, które powoli zaczęło zmieniać się w poddenerwowanie.
-Zaskoczone?- sztywna postawa madame Montgomery emitowała cynizmem i pogardą dla wszystkich z otoczenia. A szczególnie dla sióstr.- Zapraszam na rozmowę. 
Nagle Camille poczuła się jak podczas wędrówki na dywanik dyrektora, za wielkie przewinienie, a Mireille tak, jakby miała być zaraz stratowana przez stado latających byków. W takich okolicznościach jakakolwiek pozycja, którą zajęły była niewygodna, bądź nieodpowiednia. Nawet Charlie usunął się na bok, chcąc być jedynie obserwatorem całej ten konwersacji. Wzrok madame Montgomery przeszywał siostry jak najostrzejszy sztylet, chcący wydobyć ich lęki na zewnątrz.
-Drake Chambers. Obie doskonale znacie to nazwisko. Camille omal nie wpadła przed nim w czasie jednego ze zleceń. Natomiast Mireille o mało co nie wpakowała mu się do łóżka. Ciekawe połączenie. - pozornie pogodny ton Montgomery przesączony był jadem.- Tam gdzie wy, tam i on. Zaskakujące jest to, ze prędzej czy później dostaje do rozwiązania zlecenia, których wy jesteście stworzycielami. Zgadzając się na wasze przystąpienie do Firmy nie sądziłam, ze jeden człowiek może zaszkodzić całemu naszemu stowarzyszeniowy. Drake Chambers od tej chwili jest naszym wrogiem numer jeden. A celem jest pozbycie się wroga numer jeden. Zawieszamy zlecenie z firmą Collinsa. Camille jedzie ze mną do Francji. Tam będziemy działać z daleka. Twoje pozostanie tutaj może przynieść nam szkody. Tak samo jak poprzednio. Nie możemy pozwolić, by znów był bliski złapania ciebie. Mireille zostaje na miejscu i nawiązuje dalej znajomość z Chambers'em. Co nie powinno być dla ciebie trudne. Skoro poprzednim razem byłaś gotowa wejść mu do łóżka, nie sądzę żeby cokolwiek się zmieniło. Jeśli nawalisz, dołączysz do siostry.  Ma przestać was podejrzewać. Inaczej się pożegnamy. 
Właśnie w takich momentach człowiek w jednym momencie przypomina sobie dlaczego nienawidzi drugiej osoby i dlaczego tak niechętnie podchodzi do spotkania z nią. Camille i Mireille, mimo ze nie powinny, poczuły się urażone. Montgomery powiedziała na głos ich myśli i obawy związane z Drake'm. Miała rację. Obie musiały to przyznać. Jedna osoba, którą był Drake prowadziła do destrukcji jednej, wielkiej całości, którą była Firma. 
***
Czasami mam ochotę przywalić głową o klawiaturę, kiedy słowa nie chcą układać się w sensowne zdania. Ale później nadchodzi ten moment, kiedy w ciągu lekko ponad sześćdziesięciu minut napiszę cały rozdział. I takie momenty kocham.

4 komentarze:

  1. Hej! świetny blog! Podoba mi się! Chcę Cię poinformować, że nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award . Wejdź na mojego bloga żeby dowiedzieć się więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się :). Zdecydowanie widać, że Twój styl od pierwszego opowiadania, które czytałam się zmienił ;D. Zastanawiam się czy wcześniej były jakieś informacje o Drake'u? Coś nie mogę sobie przypomnieć. Nigdy nie wpadały mi do głowy niepolskie imiona. Och, jak bardzo stereotypowe jest to, że bliźniaczki są takie same :P. Wprawdzie znam jeden przykład i drugi, ale zazwyczaj te osoby chcą być od siebie, jak najróżniejsze. Mam wrażenie, że coś się zacznie sypać. Była wpadka Mireille, a teraz na ogonie siedzi im Drake. Zastanawia mnie... czy jeżeli Camille pojedzie do tej Francji... to, jak to będzie z tym zleceniem? Bo chyba nie do końca jest skończone, prawda? Siostra chyba też nie będzie jej zastępować? Mimo, że to bliźniaczka to może mieć inny sposób mówienia, a to się już raczej poznaje. No i ktoś już ją widział z pracy. Aby dostać odpowiedź trzeba czekać, a więc czekam na następną część ;D. Olka

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Oryginalny pomysł na opowiadanie. :) Bardzo mi się podoba. Śliczny nagłówek. *.* Zachęca do czytania.

    Obserwuję i zapraszam do mnie:
    http://maagicspencer.blogspot.com/
    http://zagmatwany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna historia, którą czyta się z przyjemnością. Wiele się tu dzieje, ale wszytsko jesr racjonalnie wyjaśnione. Historia trochę w stylu kryminału ale też są sceny zabawne. Ta Madame Montgomery jest dla cudaczna ;] Akcja toczy się bardzo szybko nadaje doskonałe tempo dla tego typu gatunku. Bardzo mi się spodobała postawa sióstr i to w jaki sposó ze sobą pracują. czekam na kolejny rozdział.

    Zapraszam do mnie: imagine-depths.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń