[08]

Ósmy.

Czuła ścisk w żołądku, gulę w gardle i niepokój w umyśle. Denerwowała się. Jakby rozmowa, którą miała przeprowadzić, decydowała o całym jej życiu. Odetchnęła cicho, co wśród całego harmidru i hałasu nie było słyszalne.  Położyła dłoń na klamce, lekko ją naciskając i popychając drzwi. Weszła do środka, oddychając już spokojniej. 
-Jak lunch?
Przygryzła delikatnie dolną wargę, spoglądając na Shane'a. Nie uniósł nawet spojrzenia znad dokumentów, gdy usiadła przy swoim biurku. Przewiesiła torebkę przez oparcie krzesła, przeczesując włosy palcami.
-W porządku. 
Nie wiedziała co sprawiło, że mężczyzna na nią spojrzał, jej ton głosu, czy raczej ciekawość. 
-Shane... - zaczęła cicho, korzystając z momentu, że zwrócił swoją uwagę na nią.- Potrzebuję urlopu.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Patrzyli na siebie wzajemnie bez słów. Poddenerwowana czekała na odpowiedź mężczyzny. Widziała zaskoczenie w jego oczach.
-Teraz?- zapytał po chwili, jakby dopiero teraz dotarł do niego sens jej słów.- Akurat wtedy, kiedy nasz system padł, a ja potrzebuję twojej pomocy, żeby to wszystko ogarnąć? Mojego ojca nie ma w kraju, Briam próbuje pokierować wszystkich, żeby nasza firma nie upadła. A ty prosisz mnie o wolne?
-Potrzebuję kilka dni urlopu- jej głos drżał, a dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści. Zerknęła na niego, a napotykając na jego spojrzenie, uśmiechnęła się niepewnie. -Naprawdę jest to mi potrzebne, Shane.
-Dlaczego?-widać było, że nie jest przekonany do tego pomysłu.-Podaj mi jeden, dobry powód Camille.
-Muszę przeprowadzić się na jakiś czas. Sprawy rodzinne-przygryzła delikatnie dolną wargę.- Proszę.
Oparł łokcie o biurko, a dłoni potarł pliczki. Usłyszała jego ciche westchnienie. Podniósł na nią zmęczone spojrzenie. Jego zrezygnowany błysk w oku nagle stał się uważny. Dostrzegła tą zmianę w ułamku sekundy.
-Ma to coś wspólnego z tym mężczyzną, którego spotkaliśmy na naszej randce?
Nie wiedziała co bardziej ją zaskoczyło. To, że Shane skojarzył wszystko z Drake'em, czy raczej to, że nazwał ich spotkanie randką. Wykrzywiła delikatnie usta w grymasie uśmiechu, kręcąc przy tym głową.
-Drake? To tylko stary znajomy, który nir ma z tym wszystkim wspólnego.-wstała od swojego biurka i usiadła naprzeciw niego. -Muszę na jakiś czas przenieść się do babci. Potrzebuje mojej pomocy, a ja nie mogę odmówić.
-Nie byłaś zadowolona, gdy go zobaczyłaś- nachylił się w jej stronę. Znalazł się blisko niej, dzięki czemu mogła spostrzec, że wesołe ogniki w jego oczach wracają.- Nasza randka przez to dość szybko się skończyła.
-Pozwolisz mi to dzisiaj naprawić?- zapytała, nie komentując jego opinii o Drake'u.
-Próbujesz mnie przekupić?- jego prawa brew powędrowała do góry.
-A udaje mi się?
-Ile dni potrzebujesz?- roześmiał się, nie odpowiadając na pytanie.
-Dwa tygodnie?
Skinął krótko głową, podając jej druczek do wypełnienia.
-Napisz podanie i podaj je do kadr. 
-A więc o której dzisiaj będziesz?- uśmiechnęła się zadowolona, wstając od jego biurka.
Zaśmiał się, widocznie rozbawiony. Doskonale orientowała się w tym, że jego uważne spojrzenie znów ląduje na jej sylwetce. Sama wiedziała jak to wygląda. Gdy ktoś posłuchał ich rozmowy z neutralnego gruntu, wziąłby to za nietypową formę przekupstwa i chęć uwiedzenia szefa. Gdy nie doczekała się odpowiedzi, skierowała się do swojego biurka, przy okazji wywracając teatralnie oczami.
-Jeśli będziesz o dwudziestej, będzie to odpowiednia pora.
-Nie Mireille, nie udostępnię ci mieszkania na ten czas. Masz swoje, pamiętasz?-zrezygnowana, przycisnęła telefon ramieniem, by ten nie wymsknął się i nie upadł na podłogę. Ze słuchawką przy uchu próbowała zapalić jedną ze świeczek. Gdy zapłonęła delikatnym płomieniem, targanym co chwilę przez podmuch wiatru wpadający przez okno, uśmiechnęła się dumna z siebie samej. Złapała komórkę ponownie w dłoń.- Nie będę tam aż tak długo. Sądzę, że przetrzyma mnie z dwa tygodnie i tyle.
-Co powiedziałaś w pracy? 
Mimo że Camille nie widziała swojej siostry, była pewna, ze siedzi ona przy oknie w swojej sypialni, obserwując życie toczące się za oknem, po to, by po chwili zeskoczyć z parapetu i rzucić się na łóżko. 
-Na razie wzięłam urlop, później coś wymyślę. Poza tym... -zamilkła na moment, spoglądając w stronę drzwi. Gdy nie usłyszała żadnego ruchu za nimi, odetchnęła cicho.- Nie udało mi się odzyskać twojego dysku przenośnego. Informatyk gdzieś go wsadził. Nie miałam jak przeszukać jego pokoju. 
-Mam po niego wrócić?
-Lepiej nie- Camille usiadła przy stoliku, odgarniając włosy z czoła.- Musiałabym być na miejscu, a wyjeżdżam już jutro. Pomyślimy o innym rozwiązaniu. Na razie się wstrzymaj. Nie będziemy miały wymówki, gdy ktoś cię złapie. 
-Tak właściwie... co ty teraz robisz? 
Camille wstała z krzesła i zaśmiała się cicho. Przeszła do kuchni, kontrolując temperaturę piekarnika.
-Gotuję?- powiedziała wymijająco, włączając cichą muzykę w odtwarzaczu.- Co ty taka ciekawska?
-Gotujesz, włączasz muzykę... 
Wywróciła oczami, a jakby na zawołanie przed jej oczami pojawił się obraz siostry mrużącej oczy i intensywnie się zastanawiającej.
-Zaprosiłaś go! 
-Muszę kończyć Mireille.- odezwała się, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.- Odezwę się później, albo jutro. I nie myśl za intensywnie. Kontroluję wszystko.
-Mam nadzieję...
Nie wysłuchała dalszej części monologu siostry. Rozłączyła się, a telefon położyła na komodzie. Podeszła do drzwi, po drodze wykadzając materiał sukienki. Uśmiechnęła się, gdy drzwi się uchyliły, a za nimi ujrzała znajomą twarz i czarujący uśmiech. Przesunęła się, otwierając drzwi szerzej, by gość mógł wejść do środka. 
...
Wstał bez słowa i odprowadzony przez jej zaciekawione spojrzenie, podszedł do odtwarzacza, zmienił płytę i podgłosił muzykę. Wyciągając w jej kierunku dłoń, zmniejszył odległość między nimi. Uśmiechnęła się niepewnie, podając mu swoją dłoń. Uniosła się z krzesła, a gdy ten położył jej dłoń na swoim ramieniu, a sam położył jedną na jej plecach, przygryzła delikatnie wargę.
-Muszę cię ostrzec- powiedziała cicho, unosząc głowę, by na niego spojrzeć. Był znacznie od niej wyższy, czego nawet jej wysokie buty nie zmieniały.- Nie potrafię tańczyć. 
-Na balu maskowym tego nie odczułem- uśmiechnął się do niej, zmniejszając odległość między nimi.
-To był cud, że nie podeptałam ci stóp.
Kiedy się zaśmiał, wyczuła lekkie drżenie jego ciała. Później dotarł do niej dźwięk bicia serca, delikatny oddech, który omiatał jej szyję, drażniąc przy tym jej skórę. Zapach świeczek mieszał się w powietrzu z ich perfumami i aromatem wina. 
-Rozluźnij się- szepnął do niej, tuż obok jej ucha. Czując jak drży, uśmiechnął się pod nosem.- Gdzie twoja pewność siebie?
Spojrzała na niego, znów delikatnie przygryzając wargę.
-Sama nie wiem- szepnęła. Miała jednak pewność, ze ją usłyszy. Zapewniała jej to ograniczona odległość pomiędzy ich ciałami. - Uciekła ode mnie.
Obrócił ją wokół jej własnej osi, a gdy wróciła do niego, jeszcze bardziej zmniejszył odległość. Piosenka się zmieniła. Tym razem odrobinę szybsza. Jednak nie dostosowali do jej tempa swoich ruchów, nadal tańczyli wolno, jakby muzyka nawet nie była im potrzebna. 
-Lubię, gdy się rumienisz-powiedział, widząc delikatnie zaróżowione policzki dziewczyny. 
Policzki zapiekły ją jeszcze bardziej, gdy usłyszała uwagę mężczyzny. Nie lubiła uwag na temat swojego wyglądu, nawet komplementów. Wolała jak nikt nie zwraca na nią uwagi. Nie miała pojęcia dlaczego tak się zachowuje. Dla niej samej było to zagadką, którą chciała rozwiązać. Uniosła głowę i spojrzała na niego. Nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu pod wpływem jego tęczówek. Opuszki jego palców przesunęły się po jej policzku. Odruchowo spuściła wzrok, jakby bojąc się tego co może się za chwilę wydarzyć. Dopiero teraz spostrzegła, że już nie poruszają się w swoim rytmie i przestali tańczyć. Stali na środku pokoju, oświetlonego lampą stojącą w rogu, która dawała delikatną poświatę, oraz kilkunastoma świeczkami na stole. Stali tak blisko siebie, tak że przylegała do niego swoim ciałem. Jego dłoń delikatnie ujęła jej podbródek i uniosła go delikatnie. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Camille znów zadrżała, oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Nagle ich twarze zaczęło dzielić zaledwie kilka milimetrów. Serce zabiło szybciej jakby z obawy przed tym co się stanie i jednocześnie z podekscytowania. Jego oddech delikatnie drażnił jej skórę, a zapach jego perfum mocno uderzał do głowy. Stawał się najlepszym narkotykiem w połączeniu z zapachem jego skóry. Jego palce znów prześlizgnęły się po jej policzku. Te kilka milimetrów, które jeszcze przed chwilą ich dzieliły, nagle stały się przeszkodą. Wyczuła jego oddech na swoich ustach, zanim ją pocałował. Przymknęła powieki, oddając pocałunek, gdy ogarnęła ją fala gorąca. Jego usta były miękkie, a jego wargi delikatnie, ledwo wyczuwalnie muskały jej. Obejmował ją w pasie, a jej dłonie spoczęły na jego ramionach. Chwila zdawała się trwać wiecznie.  Przestało się liczyć wszystko dookoła. Kiedy odsunęli się od siebie, jej policzki płonęły, a ciało drżało. To było wręcz niewyobrażalne w jaki sposób Shane na nią działał. Nie potrafiła zapanować nad reakcjami własnego ciała, nie potrafiła odwrócić wzroku, kiedy była taka potrzeba. Nie potrafiła się od niego odsunąć. Powinna w tym momencie odepchnąć go delikatnie i pokręcić głową. Powiedzieć, że coś takiego nie powinno się zdarzyć. Przypomnieć ich relacje, które powinny zostać czysto zawodowe. Ale oboje wiedzieli już od pierwszego dnia, że ta znajomość przekroczy poza ustalone granice. Myślała o przyjaźni, a dostała coś całkowicie innego. Poczuła się podle. Była świadoma, że nie może przerwać swojej pracy dla Firmy, a to co robi jest tylko schodkami do osiągnięcia celu. Chciała pogrążyć nie tylko firmę, ale również i rodzinę Collins'ów. W tym jego. Skuliła się sama w sobie. Wyrzuty sumienia zniszczyły jej piękną chwilę. Jednak jego ciepłe spojrzenie odgoniło wszystkie gradowe chmury, które zaczynały atakować ją nawałnicą myśli. 
-Nie wyjeżdżasz daleko, prawda?- znów ją objął i zaczął poruszać się w tak muzyki. 
-Nie, to niedaleko. Obrzeża Londynu.
Po raz kolejny tego dnia skłamała. Ale to niewinne kłamstewko nie miało prowadzić do niczego złego. Przesunęła jedną dłoń na jego przed ramię, by móc wczuć się w jego kroki i dać się poprowadzić w tańcu. 
...
Jej walizki spoczęły w holu domu, a ona sama rozejrzała się po korytarzu. Obok niej przemknął wysoki mężczyzna, zabierając bagaże i bez słowa kierując się w stronę schodów. Gdy pozbyła się wierzchniego nakrycia, pokojówka zaprowadziła ją do obszernego salonu.
-Camille.
Przywitał ją wymuszony uśmiech madame Montgomery. Dygnęła, kiwając przy ty, krótko głową na powitanie. 
-Madame, miło panią widzieć.
Skinęła wolno głową, wskazując dłonią na jedno z wolnych miejsc. Były same i dopiero kiedy Camille usiadła, zwróciła uwagę na widok zza oknem. Dom położony był nad plażą, dzięki czemu cała tylna część domu wychodziły na przepiękny widok. Kiedy taksówka podjechała na podjazd w oczy rzucił jej się spory taras. Widziała pozytywy pobytu w tym miejscu. Przepiękne widoki i możliwość spędzania czasu na świeżym powietrzu. Brakowało jej tego bardzo, a w Londynie nie miała możliwości, by uciec od powietrza przepełnionego ulicznym dymem. 
-Dlaczego nie chcesz zrezygnować z tego zlecenia?- Montgomery nie wysilała się nawet na próbę nawiązania jakiejkolwiek konwersacji, by dopiero później zboczyć na ten temat. Nigdy krążyła wokół, zawsze podążała wprost do celu.
-To szansa dla Firmy. - odpowiedziała Camille, udając że pytanie kobiety nie wprawiło ją w zaskoczenie.- Dodatkowe fundusze i stałe zlecenia. Muszę tylko wykonać to wszystko szybciej niż było zaplanowane. 
-Dlaczego mam wrażenie, że kieruje tobą coś innego?
-Myli się pani- tym razem to Camille uśmiechnęła się sztucznie, prostując się na krześle. Pewnie odwzajemniła surowe spojrzenie kobiety.- Chcę doprowadzić to do końca. Ale skoro musiałam przyjeżdżać tutaj, będę pracować na odległość. Czy jest pani temu przychylna, czy też nie.
***
Nowy wygląd, nowy rozdział.
Jak wrażenia? 
Każda ocena, krytyka mile widziana. 

3 komentarze:

  1. Kolor szablonu trochę nie w moim guście, ale jakoś mi się mimo tego podoba. Ogólne wrażenie wyglądu jest pozytywne, choć poprzedni też był niczego sobie :). Tylko jakoś ten nagłówek nie wiem w sumie, co ma większego do opowiadania... Jak ktoś kogoś mocno lubi, to łatwiej jest przekonać taką osobą do czegoś :D. Tyle, że i pewnie szef jest rozumny i by, i tak się zgodził. Mnie to jakoś tak odstrasza, to słowo "randka". Jak już kiedyś na takiej będę, to lepiej, aby w mojej głowie była nazwa dla tego "spotkanie z bardzo dobrym kolegą, który mi się podoba :D". Coś w tym stylu :D. No, no widzę wkracza lekko w wątek miłosny ;P. Chociaż wcześniej też coś tam zdarzyło Ci się napisać, ale tutaj jakoś chyba się rozwinie ;P. Co do tego całowania... jak zawsze oglądam film i zaraz mają się pocałować to:"O nie, zaraz się będą całować", "Nie, nie rób tego!", "Fuuu, bleee!", "No tak, oczywiście... zjedzcie się cali!". Ja jeszcze do tego nie dorosłam najwidoczniej :D. Zawsze tak mówię jak Camille, jeżeli nie chcę czegoś mówić, a tym bardziej, aby się osoba nie domyśliła, czyli:"nie myśl zbyt intensywnie". Zastanawiam się jak to będzie, jeżeli Shane odkryje, co takiego robiła Camille. Pewnie ich znajomość pryśnie, a nie wiadomo czy i wcześniej się nie zorientuje i Camille nawet nie uda się wykonać zadania, które miała zrobić. Ta madame Montgomery to widzę jakaś osobistość wielka skoro trzeba mówić do niej madame... Ciekawi mnie w jaki sposób Camille niby ma zamiar wykonywać swoje zadanie tak na odległość, no ale cóż, przekonam się pewnie niedługo :D. Pozdrawiam, Olka

    OdpowiedzUsuń
  2. Again good article. Thankѕ for that.

    My site - szkuta.projektuczniowski.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, Tyśka wstydź się ;P. Zaniedbujesz pisanie na blogu ;P. Olka

    OdpowiedzUsuń