[13]

Trzynasty.

W firmie wrzało jak nigdy. Wszystkie dokumenty zostały wyciągnięte. Nalot funkcjonariuszy było bardziej zaskakujący, niż wiadomość o włamaniu. Kiedy przedstawiono im nakaz i powód, zapanował szał. Nikt nie mógł czuć się teraz bezpieczny. Mimo że nikt nie miał pojęcia o drugim dnie biznesu, każdy mógł być podejrzany. Z dala od wszystkiego, z chęcią ucieczki przed zamieszaniem i podejrzliwymi spojrzeniami, Briam schował się w sali głównego sterowania, by w spokoju przejrzeć nagranie z kamery. Policja zabrała kopię i nazwała wideo niepożytecznym dowodem w sprawie. Westchnął ciężko, palcami rozmasowując szyję. Po raz kolejny przeglądał nagranie z jedynej kamery, która nie została odłączona. Włamywacz nie mógł o niej wiedzieć, była doskonale ukryta. Na monitorze znów mignęła mu czyjaś dłoń. Zaraz po tym obraz zamazał się i zanikł. Ktoś odłączył kamerę. Zrezygnowany cofnął nagranie, by po raz setny obejrzeć ten moment. Widząc znajomy zarys na nadgarstku włamywacza, wyprostował się gwałtownie. Ten mały szczegół rozbudził go bardziej, niż kawa, która nie była dzisiaj pierwszą. Znał tylko jedną osobę, którą charakteryzował taki znak. Wyostrzył obraz i przybliżył fragment dłoni. Szybkim ruchem wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer.
-Briam Grave, mogę porozmawiać z oficerem Frankiem Gross'em?- usłyszał w słuchawce potwierdzenie i cichy szum. Słysząc głos przyjaciela, uśmiechnął się pod nosem.- Frank, mam sprawę. Dasz mi przejrzeć wasz monitoring? Potrzebuję coś sprawdzić. 
...
-Briam, naprawdę w tym momencie nie mam głowy do żadnych dokumentów.- Shane nawet nie pozwoliłby jego współpracownik mógł coś powiedzieć. Pragnął zostać sam i w samotności zmierzyć się z pytaniami kłębiącymi się w głowie.
-Sądzę, że to rozwiąże chociaż część twoich pytań.- Briam nawet nie zamierzał odpuścić. Rzucił teczkę na jego biurko.
Kiedy Briam wyszedł, Shane z ociągnięciem sięgnął po teczkę. Dopiero co zakończono przeszukiwanie firmy, penetracja wszystkich dokumentów. Jego ojciec został oskarżony o przekręty finansowe, a problemy jakimś cudem ominęły firmę. Policja chciała za wszelką cenę coś znaleźć, bezskutecznie. Otwierając brązową teczkę, nie spodziewał się tego, co tam ujrzał. Marszcząc brwi wyciągał jedną kartkę za drugą. Camille Summers, Camille Hellow, Camille Andrews, Camille Cretha, Camille Stell. Powtarzające się imię, zmieniające nazwisko, dane urodzenia, pochodzenia, rodziny. Kiedy na jednym z podań spostrzegł dobrze znaną mu twarz, zaciągnął mocniej powietrza. Przejechał wzrokiem po kwalifikacjach. Wszystko inne prócz imienia i wyglądu.
-O co tu chodzi? -szepnął do siebie, marszcząc przy tym brwi.
Nie rozumiał nic, nic do niego nie docierało. Dopiero, kiedy dotarł do ostatniego pliku kartek, wszystko zaczęło układać mu się w głowie. Przerzucając kolejne zdjęcia, jego wściekłość narastała. Camille Andrew, 26 czerwiec, Bank Narodowy. Camille Cretha, 7 październik, Biuro Detektywistyczne Morgana, Camille Summers, 1 luty, mała firma budowlana. Prywatny szpital, firma prawnicza, urząd skarbowy, Europejski Instytut Biologiczny. Na pierwszy rzut oka nie poznawał osób, które tkwiły na zdjęciach. Jednak po dłuższej chwili, nawet dobre przebranie nie było w stanie go zmylić. Każda, poszczególna instytucja, w której ona pracowała pod inną tożsamością, w końcu upadała. Na światło dzienne wychodziły przekręty, a o firmach wszyscy zapominali. Na samym końcu znalazł wyostrzone zdjęcie ze zbliżeniem na nadgarstek. Tatuaż podwójnej nieskończoności. Zsunął wzrok na podpis zdjęcia, nabazgrany szybko pismem Briam'a „Fragment nagrania z kamery.”
-Camille Croisseu, kim ty do diabła jesteś?
...
Nerwowo wrzucała ubrania do walizki. Nie zawracała sobie głowy tym, by je w jakiś sposób poskładać. Nie zwróciła uwagi na dzwonek do drzwi. Przeglądała dokumenty, by część z nich wrzucić do niszczarki. Miała zamiar zniknąć bez śladu. Wyjawione tajemnice obiegły już niemal cały świat. Firma Black Mountain była najbardziej cenioną korporacją na rynku, przez co zainteresowanie nią wzrastało. Musiała zniknąć, by to zainteresowanie nie przeniosło się na nią, bądź na jej siostrę. Po raz drugi bała się, że wszystko wyjdzie spoza jej kontroli. Słysząc, że ktoś wchodzi do środka, podniosła wzrok i przeniosła go w stronę drzwi. Zamarła widząc Shane'a w progu. 
-Wyjeżdżasz?- spytał, widząc pootwierane walizki i częściowo spakowane ubrania.
-Em... babcia potrzebuje mojej pomocy. Wyjeżdżam na kilka dni.
-Nienawidzę, kiedy ktoś kłamie – jego oczy straciły blask, a na twarzy pojawił się grymas rozgoryczenia i zdenerwowania.- Ale kiedy ty kłamiesz, odczuwam to dwa razy mocniej. Przez cały czas mnie okłamywałaś, bawiłaś się mną, grałaś na uczuciach. Myślałem, że jesteś inna od wszystkich kobiet w moim życiu, ale ty byłaś gorsza. Manipulowałaś mną przy każdej, najmniejszej okazji. Bawiło cię to, że tak ci ufam. Możesz być z siebie dumna. Doprowadziłaś do ruiny nie tylko mojego ojca, ale również moje życie. 
-Nie udawałam, mówiąc co czuję- jego głos, spokojny i opanowany, przepełniony żalem, ranił ją z podwojoną siłą. 
-Myślisz, że ci uwierzę? Że to wszystko coś da? - zbliżył się do niej, nie odwracając oczu od jej tęczówek.- Zniknij raz i na zawsze z mojego życia i z życia moich znajomych. Nie pojawiaj się w pobliżu mojego mieszkania, firmy... w pobliżu mnie. Nie chcę cię znać.
Widział jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy, a jej spojrzenie wręcz krzyczało z bólu. Czuł się zraniony. Powstrzymując łzy przed popłynięciem, zacisnął dłoń w pięść.
-Pokochałem Camille Croisseu, a tak naprawdę nie wiedziałem kim jest. Miałem nadzieję, że pojawisz się zaraz po tym całym zamieszaniu. Ale ty planowałaś wtedy ucieczkę, nie byłaś nawet w stanie przyjść i przyznać się do wszystkiego. Ale w momencie, kiedy dowiedziałem się prawdy, dla mnie przestałaś istnieć.
Patrzyła jak odwraca się i wychodzi. Nie obejrzał się, nie pożegnał, nic. Opadła na fotel, spostrzegając, że jej dłonie drżą. Zacisnęła je w pięści, próbując się opanować. Dopiero, gdy jej nerwy się uspokoiły, wstała ponownie, by wznowić pakowanie. Tym razem jej ruchy był szybsze i mniej dokładne. Chciała mieć już to za sobą. Zostawić to wszystko za sobą i nigdy nie wracać do tego co było. Opróżniła wszystkie szafki, każdy zakamarek. Dopilnowała, by to co zniszczyła i wyrzuciła, nie dotarło do nikogo. Niepotrzebne sprzęty trafiły na pobliskie wysypisko, a ona sama wsiadła w taksówkę, by po prostu dla przestać istnieć. 
Dwie godziny później, bez przebrania, z ciemnymi okularami na nosie, próbowała nie rzucać się w oczy. Przeglądając gazetę, nie musiała szukać interesującego artykułu. Zdobiła go pierwsza strona. 

Black Mountain przykryciem finansowych przekrętów. Rozprawa J. Collins'a została wyznaczona na przyszły miesiąc.

Zwinięta gazeta wylądowała w koszu, a kobieta podążyła w stronę kasy, gdzie właśnie rozeszła się kolejka. Przesunęła okulary na czubek głowy, wykrzywiając usta w uśmiechu.
-W czym mogę pomóc?- kobieta w przepisowym uniformie posłała jej uprzejmy uśmiech.
-Bilet na nazwisko Camille De Vietle.
...
-Panie Collins, przyszła korespondencja. Czeka również na Pana prawnik. Chce porozmawiać o przejęciu przez Pana firmy.
Shane skinął delikatnie głową, dając znać Andrei, że może odejść. Widząc, że dziewczyna ociąga się, spojrzał na nią zdziwiony.
-Coś jeszcze?- zapytał, odkładając na bok telefon.
-Wiem, że nie powinnam pytać, ale... wiesz gdzie jest Camille? Próbowałam się do niej dodzwonić. Nadaremno. 
Shane odebrał od niej listy i wolno wypuścił powietrze z ust. Nie patrząc na Andreę, przeszedł przez pokój i usiadł za biurkiem. Przeglądając listy, tylko jeden rzucił mu się w oczy. Odrzucił resztę, by otworzyć wybrany. W końcu spojrzał na dziewczynę, która nadal czekała na odpowiedź.
-Wyjechała- uśmiechnął się sztucznie.-Powiedz prawnikowi, że zaraz do niego wyjdę. Przygotuj salę konferencyjną. 
Wyciągając list z czerwonej koperty, usłyszał jak sekretarka wychodzi. To właśnie kolor koperty sprawił, że zwrócił na nią uwagę. Dziwnie znajome pismo sprawiło, że stracił zainteresowanie pozostałą korespondencją. 

Shane,
Wiem, że to cholernie szczeniackie pisać do ciebie list, ale po tym wszystkim nie potrafię zjawić się u ciebie i spojrzeć ci w oczy. 
Jak powiedział Hamlet do Ofelii, „Bóg dał ci jedną twarz, a ty możesz sama przywdziać inną”. Bitwa między tymi dwiema tożsamościami... tym kim jesteśmy i tym kogo udajemy, nigdy nie będzie miała zwycięzcy. 
Tak samo ja miałam swoje dwie tożsamości. Stojąc przed tobą, każdego ranka, popołudnia i wieczora, grałam kogoś, kim chciałabym być. Francuską dziewczyną, która trafiła do twojej firmy przez przypadek i która nie kontrolowała własnego losu. Jednak wszystko było na przekór mnie. Z dnia na dzień pogrążałam się w kłamstwie. Jednak nie wszystko było grą. Uczuć nie da się udawać. Bynajmniej ja nie potrafię. Zakochałam się wbrew zasadom moralnym i tych, które obowiązują mnie podczas pracy. Chcę, żebyś tylko wiedział, że w tej kwestii nigdy nie kłamałam. 
Prawdziwa Camille De Vitele

...
-Panienko De Vietle, mam nadzieję, że dom odpowiada pani wymaganiom. 
-Oczywiście- obdarzyła handlarza nieruchomościami delikatnym i wyniosłym uśmiechem.- Może pan przygotować dokumenty. Jestem skłonna podpisać je w tej chwili.
Patrząc jak mężczyzna odchodzi, odetchnęła cicho. Mały domek na wybrzeżu przypominał jej dzieciństwo. Szum morza, znajomy zapach i wieczne słońce, które wpadało przez okno do sypialni zaraz po wschodzie. Przejechała opuszkami palców po drewnianej balustradzie. Wiatr targał jej włosy, a w jej głowie trwał prawdziwy huragan. Nie potrafiła opanować wyrzutów sumienia. Mogła mieć idealne życie, jednak tylko dzięki kłamstwu. Mogła mieć swoje własne królestwo i szczęśliwą bajkę. Ale jej życie nie mogło być idealne. Tak samo jak nie każda bajka może mieć szczęśliwe zakończenie. A jej właśnie nie miała. Grała złą siostrę, która okłamała księcia, by doprowadzić do ruiny jego królestwo. 

1 komentarz:

  1. Świetne opowiadania :))

    obserwujemy? :)
    http://mrs-margaretblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń